Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow


Скачать книгу
jak mnie poinstruowano. Patrzę, pociąg jakby zwalniał. Zwolnił zupełnie i się zatrzymał. Okazało się, że jesteśmy na mijance Mielechowo.

      Wszedłem do wagonu i zapewniłem Stalina, że wszystko jest przygotowane na jego przyjazd. Wyszliśmy na peron i wsiedliśmy do samochodu prowadzonego przez rezerwowego kierowcę, który na widok wodza tak się zdenerwował, że prawie zasłabł i dostał silnego bólu głowy. Jakoś dojechaliśmy.

      Stalinowi domek się spodobał, ale nie obeszło się bez nieporozumienia – telefonistki zainstalowały angielski aparat WCz systemu Ericsson, gdzie dla uzyskania rozmowy z abonentem należało najpierw pokręcić korbką, a dopiero potem nacisnąć przycisk.

      Stalin podniósł słuchawkę i zamówił rozmowę z dowódcą frontu Jeriomienką, ale połączenia nie uzyskał. Podpowiedziałem mu, co należy czynić, ale widzę, że już jest w złym humorze. Od razu wyszedłem z pokoju. Na podwórku usłyszałem, jak „daje popalić” Jeriomience za to, że front drepce w miejscu. Taka rozmowa trwała co najmniej 10 minut. Ze dwa razy zwymyślał dowódcę, co wodzowi przytrafiało się niezwykle rzadko. Po raz pierwszy słyszałem, by aż tak przeklinał. Potem przywołał mnie i mówi: „Zaraz przyjedzie Jeriomenko. Należy wyjść po niego przy wiosce i tu przyprowadzić. Kto to może zrobić?”. Odpowiadam: szef ochrony zaplecza Frontu Kalinińskiego generał major Zubariow, nasz pogranicznik. „No to dawajcie go tu”.

      Szybko posłałem po Zubariowa, a gdy przyjechał, wytłumaczyłem, jakie zadanie postawi mu tow. Stalin. Dodałem przy tym: „Tytułować go macie »towarzyszu Stalin«, nic więcej. Rozumiecie?”. Patrzył na mnie w milczeniu i przyznał: „Nigdy przedtem nie widziałem tow. Stalina”. „No to właśnie zobaczycie” – mówię. Zaczerwienił się jak pannica. Po drodze jeszcze raz uprzedziłem, jak ma się zwracać: „Tow. Stalin. Nie inaczej!”.

      Przyszliśmy. Blady Zubariow milczał, zamiast regulaminowo zameldować po wojskowemu swoje przybycie. Przedstawiłem go: to generał Zubariow, tow. Stalin. Zubariowowi naraz zebrało się na odwagę i jak nie wypali: „Towarzyszu naczelny dowódco! Marszałku Związku Sowieckiego! Generał major Zubariow melduje się na wasz rozkaz!”. Zrobił krok w lewo i trzasnął obcasami.

      Stalin podszedł do niego i przywitał się. „Czołem, towarzyszu marszałku Związku Sowieckiego!” – wrzasnął generał, krok w lewo i trzask obcasami.

      Stalin spojrzał na mnie wymownie. Zrozumiałem, że potem zostanę obsztorcowany za taki „meldunek”. Wódz spytał, czy Zubariow zna Jeriomienkę. Generał ponownie odpowiedział z pełnym tytułem, krokiem w lewo i trzaskiem – całą choreografią. I tak do samego końca rozmowy. Powinienem był odejść natychmiast. Wiedziałem jednak, że Stalin mnie zawróci i zruga.

      Stoję więc. Wódz spojrzał na mnie i mówi: „Niczego nie zrozumiał, niczego nie zrobi”. Odparłem z udawaną pewnością w głosie: „Przyprowadzi Jeriomienkę, tow. Stalin”. „A czemu skacze jak baletnica?”. Wyjaśniam, że bardzo przeżył spotkanie, ale Jeriomienkę przyprowadzi.

      Wyszedłem. Po 30 minutach nadjechał samochód osobowy, za nim pick-up z ludźmi i aparaturą filmową. Zatrzymałem ich w odległości kilkudziesięciu merów od domku, by nie kurzyli. Przywitaliśmy się z Jeriomienką. Filmowców odprawiłem natychmiast.

      Jeriomienko nalegał, by zostawić „brygadę filmową” dla uwiecznienia jego spotkania ze Stalinem „w warunkach frontowych”. Zareagowałem stanowczo: „Na razie niech wyjadą, a jak domówisz się z tow. Stalinem, wtedy ich wezwiemy”.

      Na to Jeriomienko zaczął prosić, bym to ja zameldował tow. Stalinowi o jego intencjach filmowych. Wiedziałem, że ich spotkanie przebiegnie raczej burzliwie, i odrzekłem, że przecież sam będzie miał ku temu okazję. Odprowadziłem go do Stalina. Wychodząc, usłyszałem jeszcze pytanie wodza zadane poirytowanym tonem, dlaczego front nie wykonał postawionego mu przez Stawkę zadania. Rozmowa w tym duchu trwała około pół godziny.

      Stalin z Jeriomienką wyszli na podwórze. W tym momencie pogranicznik z wojsk NKWD ochrony zaplecza poinformował mnie, że właśnie przez radio podano, iż wojska sowieckie zajęły Biełgorod i wypierają faszystów z Orła.

      Podszedłem i przekazałem to Stalinowi. Uśmiechnął się i powiedział: „Na starej Rusi przy Iwanie Groźnym na wieść o zwycięstwach wojsk ruskich bito w dzwony, rozpalano ogniska, urządzano zabawy ludowe, za Piotra I wprowadzono fajerwerki. My też musimy zacząć świętować takie zwycięstwa. Sądzę, że warto salutować zwycięzcom salwami armatnimi”. Razem z Jeriomienką poparliśmy ten pomysł.

      Jeriomienko ponownie zapewnił Stalina, że jego front rozpocznie aktywne działania i wyzwoli sowieckie miasta. Niestety słowa nie dotrzymał i wkrótce został pozbawiony dowództwa173.

      Przed odjazdem Jeriomienki Stalin zażądał wina i owoców, po czym wypili po kieliszku za nasze sukcesy na froncie. Jeriomienko nabrał odwagi i palnął: „Tow. Stalin, chciałbym się z wami sfotografować w warunkach frontowych”.

      Wódz spojrzał na niego, chwilę się zastanawiał i mówi: „No cóż, myśl jest niezła”. Jeriomienko rozkwitł. Pomyślałem już, że za wcześnie odprawiłem kinooperatorów. Gdzie ich teraz szukać? Znów będzie nieprzyjemność. Stalin w tym momencie dodał: „Umówmy się, Jeriomienko – jak tylko wasz front ruszy do natarcia i wyzwoli Smoleńsk, zatelefonujcie stamtąd do mnie do Moskwy i wtedy specjalnie do was przyjadę i zrobimy sobie wspólną fotografię”. Wtedy zrozumiałem delikatną ironię Stalina.

      Zapadał zmrok. Stalin wszedł do domku. Pomyślałem, że udał się na spoczynek, bo dochodziła godzina 9 wieczorem. Wydałem instrukcje pogranicznikom z ochrony i poszedłem się zdrzemnąć, ponieważ rankiem mieliśmy wyruszyć do Moskwy.

      Nie spałem chyba nawet 20 minut, kiedy Jefimow począł szarpać mnie za rękaw i mówi: „Gospodarz woła” – tak ochrona nazywała Stalina. „Przecież poszedł spać” – zareagował mój senny mózg. „Nie, czeka na was”. Szybko się zebrałem. Zobaczyłem na podwórku Stalina. Jedną rękę trzymał za plecami.

      „Stawiam się na rozkaz!” – zameldowałem i przyłożyłem dłoń do cywilnej czapeczki, noszonej do garnituru i rosyjskiej rubaszki. Stalin spojrzał srodze: „Co to za salutowanie?”. – „Jestem wojskowym, tow. Stalin”. – „A ja niby co, cywil?”. – „Nie, jesteście wojskowym” – odpowiadam służbiście. Stalin: „Ukarać was należy za nieposzanowanie starszych stopniem”.

      Wyjął zza pleców butelkę koniaku i nalał mi do kieliszka. Potem mówi: „Dobrze popracowaliście, tow. Sierow. Dziękuję” – i podał mi kieliszek. Odpowiedziałem: „Bardzo dziękuję za uznanie, tow. Stalin, ale wypić nie mogę”. Stalin: „Dlaczego niby?”. – „Jestem w trakcie wykonywania czynności służbowych”. Na to on: „A waszym zdaniem co ja tu robię? Spaceruję sobie?”. „Wy też pracujecie” – przyznałem. Tow Stalin: „No to podwójna kara dla was”. Uparłem się: „Nie mogę tow. Stalin, jutro raniutko muszę wstawać, by wszystkiego dopilnować”, a sam myślę, że w ciągu całej wojny ani jednego kielicha nie wychyliłem, więc tu tym bardziej nie wypada.

      Kątem oka dojrzałem przy narożniku domu Chrustalowa z ochrony. Jego brat kiedyś chronił W.I. Lenina. Mówię: „O, tam stoi Chrustalow, zdrowe chłopisko, ten potrafi wypić”. Stalin wezwał Chrustalowa, podał mu kieliszek. Tamten bez oporów wlał zawartość do gardła, chrząknął, podziękował i oddał pusty kieliszek Stalinowi.

      Od razu zrejterowałem za narożnik domu. Kiedy Stalin udał się na spoczynek, zmieniłem Chrustalowa na posterunku, ponieważ wyglądał na osowiałego.

      O godzinie 8 rano poszedłem budzić Stalina. Spał w ubraniu. Wódz wyszedł na podwórze, podszedł do mnie i mówi: „Co zaproponujecie


Скачать книгу

<p>173</p>

Sierow się myli. Przyszły marszałek Związku Sowieckiego A. Jeriomienko dowodził Frontem Kalinińskim do października 1943 r., a następnie – wojskami 1. Frontu Bałtyckiego. Od lutego 1944 r. był dowódcą Samodzielnej Armii Przymorza.