Bezgwiezdne morze. Erin Morgenstern

Bezgwiezdne morze - Erin Morgenstern


Скачать книгу
plama tuszu to rękojeść miecza.

      Nad nim jest klucz.

      Nad kluczem jest pszczoła.

      Zachary Ezra Rawlins wpatruje się w miniaturowe wersje tych samych symboli, którym swego czasu przyglądał się w przejściu za salonem matki, i zastanawia się, jak właściwie ma pociągnąć tę opowieść, dopiero teraz dowiedziawszy się, że jest jej bohaterem.

      

Miłe smutki Wymyślone życie

      Na początku to był domek dla lalek.

      Miniaturowa budowla precyzyjnie skonstruowana z drewna, kleju i farby. Pieczołowicie zaprojektowana, by odwzorować w najdrobniejszych szczegółach pełnowymiarowy dom. Gotowy domek podarowano dzieciom, które się nim bawiły, odgrywając z uproszczoną przesadą codzienne wydarzenia.

      Są tam lalki. Rodzina z matką, ojcem, synem, córką i małym psem. Wszyscy ubrani w uszyte z materiału imitacje garniturów i sukien. Pies ma prawdziwą sierść.

      Jest tam kuchnia, salon i oszklona weranda. Sypialnie, schody i poddasze. W każdym pokoju są meble, miniaturowe obrazy i filigranowe wazony z kwiatami. Tapety pokryte są misternymi wzorami. Maleńkie książki można zdejmować z półek.

      Dach ma drewniane dachówki, nie większe od paznokcia. Maleńkie drzwi można zamknąć na zasuwkę. Domek można otworzyć kluczem i rozłożyć, choć zazwyczaj jest złożony. Życie lalek w środku widać tylko przez okna.

      Domek stoi w pokoju w tej Przystani nad Bezgwiezdnym Morzem. Jego historia zaginęła. Dzieci, które kiedyś się nim bawiły, dawno temu dorosły i odeszły. Opowieść o tym, jak trafił do nieznanego pokoju w nieznanym miejscu, poszła w zapomnienie.

      Nie ma w nim nic niezwykłego.

      Niezwykłe jest za to wszystko, co powstało wokół niego.

      Bądź co bądź, czym jest dom, jeżeli nic go nie otacza? Bez ogrodu dla psa. Bez swarliwego sąsiada z naprzeciwka, nawet bez ulicy, na której mogliby mieszkać sąsiedzi? Bez drzew, koni i sklepów. Bez portu. Łodzi. Miasta na przeciwległym brzegu morza.

      Wszystko to wyrosło wokół domu. Wymyślony świat jednego dziecka stał się światem następnego, a potem następnego, i tak dalej, aż w końcu jest światem wszystkich. Przyozdobionym i rozbudowanym za pomocą metalu, papieru i kleju. Sprzętów, gotowych przedmiotów i gliny. Postawiono kolejne domki. Dodano kolejne lalki. Rzędy książek ustawione kolorami służą za krajobraz. Nad głowami latają papierowe ptaki. Na ziemię opuszczają się balony.

      Są tam góry, wioski i miasta, zamki i smoki, i lewitujące sale balowe. Gospodarstwa ze stodołami i puchatymi owcami z waty. Działający zegar z odrestaurowanego zegarka odmierza czas na wieży. Jest tam park ze stawem i kaczkami. Plaża z latarnią.

      Na cały pokój opada kaskadą świat. Są tam ścieżki dla gości, którymi można dotrzeć do kątów. Pod budynkami widać zarys niegdysiejszego biurka. Półki na ścianach zamieniły się w odległe krainy po drugiej stronie oceanu o skrupulatnie pofałdowanych falach z błękitnego papieru.

      Na początku to był domek dla lalek. Z czasem przeobraził się w coś więcej.

      Miasto dla lalek. Świat dla lalek. Wszechświat dla lalek.

      Ciągle się rozrasta.

      Prawie każdy, kto trafia do tego pokoju, ma ochotę coś do niego dołożyć. Przetworzyć zawartość kieszeni w mur, drzewo albo świątynię. Z naparstka może powstać śmietnik. Ze zużytych zapałek stanie płot. Zgubione guziki zamienią się w koła, jabłka albo gwiazdy.

      Goście dodają domy z porwanych książek i burze wyczarowane ze szklanego brokatu. Przesuwają postaci i punkty widokowe. Odprowadzają maleńkie owce z jednego pastwiska na inne. Obracają góry.

      Niektórzy bawią się w pokoju godzinami, tworząc historie i fabuły. Inni rozglądają się, poprawiają przechylone drzewo albo krzywe drzwi, po czym wychodzą. Lub po prostu przesuwają kaczki po stawie i to im wystarczy.

      Każdy, kto wchodzi do pokoju, wywiera nań jakiś wpływ. Zostawia w nim ślad, choćby nieświadomie. Ciche otwarcie drzwi wpuszcza powiew, który rozchodzi się wśród przedmiotów. Może przewróci jakieś drzewo. Porwie kapelusz lalce. Cały budynek może runąć.

      Nierozważnie postawiona stopa może zmiażdżyć sklep z narzędziami. Rękaw może zahaczyć o wieżę zamku, strącając z niej księżniczkę. To delikatne miejsce.

      Zniszczenia są zazwyczaj tymczasowe. Ktoś przyjdzie zająć się naprawą. Odstawi strąconą księżniczkę na jej blanki. Odbuduje patykami i tekturą sklep z narzędziami. Stworzy nowe opowieści na kanwie starych.

      Stojący na środku dom, od którego wszystko się zaczęło, przechodzi subtelniejsze zmiany. Meble przemieszczają się między pokojami. Ściany się maluje lub tapetuje. Lalki matki i ojca spędzają czas oddzielnie w innych budynkach z innymi lalkami. Córka i syn wyprowadzają się, wracają i znów wyprowadzają. Pies goni samochody i owce, ośmiela się nawet obszczekać smoka.

      Wokół nich świat się powiększa.

      Niekiedy lalkom potrzeba czasu, żeby się dostosować.

      Zachary Ezra Rawlins siedzi na podłodze szafy z zamkniętymi drzwiami, w gąszczu koszul i płaszczy, oparty plecami o miejsce, gdzie byłyby drzwi do Narnii, gdyby jego szafa była stara, i przechodzi swoisty kryzys egzystencjalny.

      Skończył czytać Miłe smutki, potem przeczytał je jeszcze raz i uznał, że chyba nie powinien czytać ich po raz trzeci, ale i tak to zrobił, bo nie mógł zasnąć.

      Nadal nie może zasnąć.

      Jest trzecia w nocy i Zachary siedzi oparty o tył szafy, gdzie uwielbiał czytać, kiedy był mały. To przyjemność, do której nie wrócił od lat i nigdy nie robił tego w tej szafie, zupełnie się do czytania nienadającej.

      Teraz przypomniał sobie, że siedział w swojej szafie z dzieciństwa po znalezieniu drzwi. Tamta lepiej nadawała się do lektury. Była głębsza, z poduszkami, które tam zawlókł dla wygody. W tamtej też nie było przejścia do Narnii, a wie, bo sprawdzał.

      Tylko jedna część Miłych smutków jest o nim, choć w książce brakuje stron. Historia pirata i dziewczyny powraca, ale reszta jest niespójna, wydaje się niekompletna. Spora część opowiada o podziemnej bibliotece. Nie, nie bibliotece, tylko o książkowej fantazji, do której Zachary przepuścił zaproszenie, bo jako jedenastolatek nie otworzył namalowanych drzwi.

      Najwyraźniej szukał nie tych wyimaginowanych przejść, co trzeba.

      Bordowa księga spoczywa w nogach łóżka. Zachary nie przyzna się przed sobą, że się przed nią ukrywa, w szafie, gdzie go nie zobaczy.

      Nawet po trzykrotnym jej przeczytaniu od deski do deski nie wie, co ma teraz zrobić.

      Reszta książki nie wydaje się tak realistyczna, jak tych kilka pierwszych stron z początku. Zachary zawsze miał mieszane uczucia co do magii ze względu na matkę, ale choć jest gotów uwierzyć w zielarstwo i wróżenie, sprawy z książki znacząco wykraczają poza jego definicję tego, co rzeczywiste. To magiczna magia.

      Ale jeśli tych kilka stron o nim to prawda, to i reszta mogłaby nią być…

      Zachary chowa głowę między kolana i usiłuje uspokoić oddech.

      Zastanawia się, kto ją napisał. Kto zobaczył go na tamtej uliczce z drzwiami i dlaczego to opisał. Początek sugeruje, że pierwsze opowieści są szkatułkowe: pirat opowiada historię o akolitce, akolitka widzi opowieść o chłopcu. O nim.

      Jednak jeżeli on sam jest w opowieści o opowieści, to kto ją snuje? Ktoś musiał ją złożyć drukiem i oprawić.

      Ktoś


Скачать книгу