Bezgwiezdne morze. Erin Morgenstern
na brak książki to nic nadzwyczajnego. Naciąga zrobioną na drutach czapkę na uszy. Każdy student spędza noce na podłodze szafy. Wkłada zimowe buty. Znaleźć opis wydarzenia z dzieciństwa w tajemniczej książce bez autora – dzień jak co dzień. Wkłada rękawiczki. Każdemu może się zdarzyć.
Wsuwa książkę do kieszeni płaszcza.
Zachary brnie przez świeży śnieg bez konkretnego celu. Mija bibliotekę i idzie dalej w stronę pagórków na kampusie nieopodal akademików studentów z programu licencjackiego. Mógł wybrać drogę obok swojego poprzedniego akademika, ale tego nie robi, zawsze czuje się nieswojo, spoglądając w okno, przez które kiedyś wyglądał. Przedziera się przez chrzęszczący, nietknięty śnieg, miażdżąc butami jego nieskazitelną powierzchnię.
Zazwyczaj lubi zimę, śnieg i chłód, nawet kiedy z zimna drętwieją mu palce stóp. Jest w tym coś niezwykłego, pozostałość po tym, jak czytał o śniegu w książkach, zanim doświadczył go na żywo. Pierwszy śnieg zobaczył pewnej rozbrzmiewającej śmiechem nocy spędzonej na polu przy gospodarstwie matki, lepiąc gołymi dłońmi kule i ciągle tracąc grunt pod stopami w butach, które, jak się okazało, wcale nie były wodoodporne. Po dłoniach w kaszmirowych rękawiczkach przebiega mu na to wspomnienie dreszcz.
Nigdy nie może się nadziwić, jak cichy jest śnieg, zanim się stopi.
– Rawlins! – woła jakiś głos za jego plecami i Zachary się odwraca. Opatulona postać w czapce w paski macha do niego dłonią w jaskrawej rękawiczce z jednym palcem, a chłopak przygląda się, jak ten kolor z zupełnie innej bajki przemieszcza się po polu bieli na szczyt wzgórza, pnąc się mozolnie przez śnieg, czasami wskakując w pozostawione przez Zachary’ego ślady.
Z odległości kilku metrów poznaje Kat, która, co w jego przypadku należy do rzadkości, ze znajomej studentki zmieniła się w prawie przyjaciółkę, głównie dlatego, że postawiła sobie za zadanie poznać wszystkich, a on zyskał jej aprobatę. Kat prowadzi blog kulinarny inspirowany grami komputerowymi i ma w zwyczaju testować swoje nierzadko wyśmienite eksperymenty na innych studentach. Drożdżówki à la Skyrim, klasyczne kremówki ze świata Bioshock i trufle z maraskino jako oda do wisienek z Pac-Mana. Dziewczyna – Zachary nie ma pojęcia, kiedy ona sypia – ma w zwyczaju pojawiać się znikąd, proponując koktajle, tańce lub podając inny pretekst, żeby wyciągnąć go z pokoju, a choć Zachary nigdy nie ubrał w słowa wdzięczności za jej obecność w jego nader introwertycznym życiu, to jest prawie pewien, że Kat o niej wie.
– Cześć, Kat – wita się Zachary, kiedy dziewczyna się z nim zrównuje, licząc na to, że nie dostrzeże jego skołowania. – Co dziś tak wcześnie?
Kat wzdycha i przewraca oczami. Westchnienie ulatnia się na mroźnym powietrzu pod postacią mgiełki.
– Tylko o tak nieludzkiej porze mogę zająć miejsce w pracowni na jak na razie nieoficjalne projekty, a ty co? – Kat przesuwa torbę na ramieniu i prawie traci równowagę, Zachary wyciąga dłoń, żeby ją podtrzymać, ale dziewczyna radzi sobie sama.
– Nie mogłem spać – wyjaśnia Zachary, co nie jest kłamstwem. – Dalej zajmujesz się tym projektem zapachowym?
– Zgadza się! – Policzki Kat zdradzają ukryty pod szalikiem uśmiech. – To dla mnie kluczowy aspekt przekonującego doświadczenia, rzeczywistość wirtualna jest mało rzeczywista, jeżeli nie ma woni. Nie rozgryzłam jeszcze, jak przystosować to do użytku w warunkach domowych, ale moje próby w kontrolowanych pomieszczeniach idą nieźle. Wiosną będą mi pewnie potrzebni testerzy, gdybyś miał ochotę.
– Jeżeli wiosna kiedyś zawita, to jak najbardziej się na to piszę. – O projektach Kat na wydziale krążą legendy: o kunsztownych interaktywnych instalacjach i o tym, jak zawsze zapadają wszystkim w pamięć, nawet jeżeli sama autorka nie jest zadowolona z efektu. Na ich tle badania Zachary’ego wydają się przesadnie abstrakcyjne i mało widowiskowe, zwłaszcza że w dużej mierze sprowadzają się do analizy cudzych prac.
– To świetnie! – cieszy się Kat. – Dołączę cię. I fajnie, że akurat na ciebie wpadłam, masz dziś wolny wieczór?
– Nie do końca – wykręca się Zachary, do którego dopiero teraz dociera, że życie na kampusie toczy się dalej i że to tylko jego wszechświat wykręcił mu numer.
– Pomógłbyś mi poprowadzić zajęcia przedwiosenne? – pyta Kat. – Mniej więcej od siódmej do wpół do dziewiątej?
– Kurs robienia na drutach dla fanów Harry’ego Pottera? Z dziergania jestem noga.
– Nie, tamto jest we wtorki, a to ma być otwarta debata pod tytułem „Innowacyjne techniki fabularne”, w tym tygodniu będzie o grach. Staram się na każde spotkanie znaleźć współprowadzącego i byłam już umówiona z Noriko, ale wystawiła mnie do wiatru i pojechała na narty. Będzie pełen luzik, żadnego tam wykładania i przygotowań, tylko gadka szmatka o grach w wyluzowanej, acz intelektualnej atmosferze. Wiem, że cię to kręci, Rawlins. Pliz?
Zachary czuje wzbierający odruch odmowy, wywołany automatycznie wizją interakcji z ludźmi, ale kiedy Kat podskakuje na palcach, żeby się rozgrzać, jeszcze raz rozważa jej propozycję, która wydaje się dobrym pretekstem do oderwania się na chwilę od myśli i tamtej książki. Bądź co bądź, to cała Kat. Dobrze mieć taką Kat.
– Pewnie, czemu nie – mówi. Kat wydaje radosny okrzyk, który rozchodzi się po zaśnieżonym trawniku, aż para zdegustowanych wron zrywa się z gałęzi na pobliskim drzewie.
– Jesteś bombowy – przyznaje Kat. – Zrobię ci za to na drutach szalik Ravenclaw.
– Skąd wiedziałaś…
– Daj spokój, na kilometr jedzie od ciebie Ravenclawem. Do zobaczenia wieczorem, jesteśmy umówieni przy fotelach w Scott Hall, tym z tyłu po prawej. Wyślę ci szczegóły, kiedy odtają mi dłonie. Jesteś super. Wyściskałabym cię, ale boję się, że wywinę fikołka.
– Doceniam poświęcenie – zapewnia ją Zachary, zastanawiając się, tu na śniegu, czy nie zapytać Kat o Bezgwiezdne Morze, bo ona najprędzej mogłaby wiedzieć coś o tym być może bajkowym, być może mitycznym zakątku, ale ubranie myśli w słowa mogłoby je za bardzo urealnić, więc tylko przygląda się, jak dziewczyna brnie do czworokątnego dziedzińca, gdzie mieści się Ośrodek Nowych Mediów, choć zarazem przychodzi mu do głowy, że Kat może równie dobrze zmierzać do pracowni chemicznej.
Zachary stoi sam na śniegu, spoglądając na budzący się powoli kampus.
Wczoraj było mu tu tak jak zawsze, prawie jak w domu, choć nie do końca. Dziś czuje się jak oszust. Bierze głęboki wdech, wciągając do płuc sosnowe powietrze.
Dwie czarne kropki mącą blady błękit bezchmurnego nieba, wrony, które przed chwilą się poderwały, znikają właśnie w oddali.
Zachary Ezra Rawlins podejmuje długą wędrówkę z powrotem do swojego pokoju.
Po otrząśnięciu butów i pozbyciu się warstw zimowego ubrania Zachary wyciąga książkę. Obraca ją w dłoniach, po czym kładzie na biurku. Nie sprawia wrażenia, jakby mogła zawierać cały świat, choć to samo można powiedzieć o każdej książce.
Zachary zaciąga zasłony i prawie zasypia, jeszcze zanim znieruchomieją, odgradzając go od rozświetlonego słońcem śnieżnego krajobrazu za oknem i postaci przyglądającej się mu z cienia niesfornego świerku po drugiej stronie ulicy.
Parę godzin później budzi go świergot wiadomości, aż wibracje strącają telefon z biurka na podłogę, gdzie ląduje bezpiecznie na porzuconej skarpetce.
19.00 scott hall sala na parterze. od głównego wejścia miń schody i w prawo, to za szklanymi drzwiami, wygląda jak postapokaliptyczna wersja salonu, gdzie damy spotykają się na herbatki. przyjdę wcześniej. jesteś super. <3 k.
Według zegara w telefonie