Bezgwiezdne morze. Erin Morgenstern
kiedy chłopiec na to przystaje, prosi go, żeby przypilnował dla niej pewną książkę, wskazując cienki tom w oprawie z brązowej skóry na pobliskim stole.
Chłopiec się zgadza i kobieta odchodzi. Mijają minuty. Chłopiec nadal przegląda półki, przez cały czas nie spuszczając z oka małej brązowej książki.
Upływają kolejne minuty. Chłopiec rozważa, czy nie poszukać kobiety. Zerka na zegarek. Niedługo sam musi się zbierać.
Wtedy inna kobieta mija go bez słowa i podnosi tę książkę.
Ta kobieta też ma ciemne oczy i nosi zieloną apaszkę. Jest dość podobna do poprzedniej, ale to nie ona. Kiedy odwraca się, by odejść z książką, skołowanego chłopca zdejmuje lekka panika.
Prosi, żeby się zatrzymała. Kobieta odwraca się z pytającą miną.
Chłopcu udaje się wyjąkać, że ta książka należy do kogoś innego.
Nowa kobieta z uśmiechem zauważa, że są w bibliotece, a książki są tu własnością wszystkich.
Chłopiec o mało co nie pozwala jej odejść. Teraz nawet nie jest przekonany, czy to inna kobieta, bo jest prawie identyczna. Jeżeli będzie dłużej czekał, to się spóźni. Łatwiej byłoby oddać książkę.
Jednak znów protestuje. Plącząc się, wyjaśnia, że ktoś poprosił go o przypilnowanie książki.
W końcu kobieta ustępuje i oddaje tom zdenerwowanemu chłopcu.
Ten przyciska wywalczony przedmiot do piersi.
Nie zdaje sobie sprawy, że właśnie przeszedł próbę, ale i tak jest z siebie dumny.
Dwie minuty później wraca pierwsza kobieta. Tym razem ją rozpoznaje. Jej oczy są jaśniejsze, wzór na zielonej apaszce jest inny, złote kółka ma w prawym uchu, nie lewym.
Kiedy chłopiec podaje jej cienką brązową książkę, kobieta dziękuje mu za przysługę. Sięga do torby, wyciąga cukierek w papierku i kładzie palec na ustach. Chłopiec chowa prezent do kieszeni, świadomy, że nie może go rozpakować w bibliotece.
Kobieta jeszcze raz mu dziękuje i odchodzi z książką.
Na bezpośredni kontakt chłopiec będzie teraz czekał siedem lat.
Wiele początkowych prób jest podobnych i zwraca się podczas nich uwagę na dbałość, szacunek i wyczulenie na szczegóły. Obserwuje się reakcję na stresujące codzienne drobiazgi i niespodziewane tragedie. Szacuje się, jak badani radzą sobie z rozczarowaniem lub zaginionym kotem. Niektórych prosi się o zniszczenie, na przykład spalenie, książki. (Zniszczyć książkę, jakkolwiek by była odpychająca, obraźliwa lub źle napisana, to nie zaliczyć próby).
Choćby jedna porażka prowadzi do skreślenia.
Po dwunastej próbie potencjalnych strażników informuje się, że są brani pod uwagę. Tych nieurodzonych na dole sprowadza się do Przystani i kwateruje w pokojach, do których nie ma wstępu żaden z mieszkańców. Uczą się i przechodzą kolejne próby. Próby na odporność psychiczną i silną wolę. Próby improwizacji i wyobraźni.
Proces ten jest rozłożony na trzy lata. Wielu chętnych odsyła się z kwitkiem. Inni sami po drodze rezygnują. Niektórzy, choć nie wszyscy, uświadamiają sobie, że wytrwałość jest ważniejsza od wyników.
Jeżeli wytrzymają trzy lata, dostają jajko.
Ich szkolenie i nauki dobiegają końca.
Teraz muszą tylko wrócić z tym samym jajkiem, nierozbitym, za sześć miesięcy.
Etap jajka to zguba niejednego potencjalnego strażnika.
Z tych, którzy odchodzą z jajkiem, wraca może połowa.
Potencjalny strażnik i jego nierozbite jajko trafiają przed starszego strażnika. Ten wskazuje jajko, a kandydat na strażnika podnosi je na dłoni.
Starszy strażnik sięga po jajko, jednak zamiast je wziąć, zaciska na nim palce kandydata.
Potem starszy strażnik wzmaga nacisk, zmuszając kandydata do zmiażdżenia jajka.
W dłoni kandydata zostaje tylko pęknięta skorupka i pył. Drobny złoty pył, który nigdy do końca nie zejdzie mu już z dłoni i będzie się na niej mienił przez dziesiątki lat.
Starszy strażnik nie wspomina o kruchości ani odpowiedzialności. Słowa nie są potrzebne. Wszystko jest jasne.
Starszy strażnik kiwa głową z aprobatą, a kandydat dociera tym samym do końca szkolenia i rozpoczyna inicjację.
Po przejściu próby jajka kandydata czeka oprowadzenie.
Podróż rozpoczyna się w znajomych komnatach Przystani, począwszy od zegara w Sercu i jego zamaszystego wahadła, i biegnie dalej na zewnątrz przez główne sale, skrzydła mieszkalne i czytelnie, do piwnicy na wino i sali balowej z okazałym kominkiem, górującym nawet nad najwyższym ze strażników.
Potem pokazuje się im pomieszczenia, do których mają wstęp tylko strażnicy. Pokoje ukryte, zaryglowane i zapomniane. Tak głęboko nie zapuszcza się żaden mieszkaniec ani akolita. Zapalają własne świece. Widzą to, czego nie widzi nikt. Widzą, co było przed nimi.
Nie wolno im zadawać pytań. Mogą się tylko przyglądać.
Spacerują na brzegu Bezgwiezdnego Morza.
Na koniec oprowadzany kandydat trafia do salki z ogniem i krzesłem. Sadza się go i zadaje mu tylko jedno pytanie.
„Czy oddałbyś za to życie?”.
A ten odpowiada, „tak” lub „nie”.
Ci, którzy powiedzą „tak”, zostają na krześle.
Zasłania się im oczy i wiąże ręce na plecach. Ich szaty bądź koszule rozchyla się, by odsłonić pierś.
Niewidoczny artysta z igłą i słojem atramentu nakłuwa im skórę, wiele razy.
Każdemu strażnikowi tatuuje się miecz długości około dziesięciu centymetrów.
Każdy miecz jest niepowtarzalny. Został zaprojektowany wyłącznie dla konkretnego strażnika. Niektóre są proste, inne kunsztowne i zdobione, odwzorowane z najdrobniejszymi szczegółami czernią, sepią lub złotem.
Jeżeli odpowiedź kandydata jest odmowna, przeznaczony dla nich miecz zostaje skatalogowany i nigdy już nie trafi na skórę.
Niewielu odmawia, tutaj, po tym wszystkim, co ujrzeli. Bardzo niewielu.
A tym nielicznym, którzy mówią „nie”, zasłania się oczy i wiąże ręce na plecach.
Długa, ostra igła szybko przebija serce.
To stosunkowo bezbolesna śmierć.
Tu, w tej sali, za późno już na wybór innej drogi, nie po tym, co ujrzeli. Mają prawo postanowić, że nie zostaną strażnikami, ale tutaj oznacza to już tylko jedno.
Strażnicy się nie wyróżniają. Nie noszą szat ani mundurów. Są przydzielani na zmianę do różnych miejsc. Większość pozostaje w Przystani, ale niektórych wysyła się na powierzchnię, niewidocznych i niezauważonych. Odrobina złotego pyłu na dłoni nic nie znaczy dla kogoś, kto nie pojmuje jego wagi. Wytatuowany miecz łatwo zasłonić.
Mogłoby się zdawać, że niczemu nie służą, ale tak nie jest.
Wiedzą, czemu służą.
Co chronią.
Rozumieją, czym są, i tylko to się liczy.
Rozumieją, że być strażnikiem to być gotowym na śmierć, zawsze.
Być strażnikiem to nosić śmierć na piersi.
Zachary Ezra Rawlins stoi na korytarzu i wpatruje