Bezgwiezdne morze. Erin Morgenstern
tu i odegrałem ważną rolę”.
Zachary się zamyśla. Czuje się stary, chyba nigdy nie miał tyle entuzjazmu na początku studiów, zastanawia się, czy wydawał się wtedy starszym rocznikom tak młody, jak oni wydają mu się teraz. Wraca myślami do książki w torbie, rozważając, co to znaczy być częścią opowieści, zastanawiając się, dlaczego poświęcił tyle czasu na popychanie fabuł do przodu i usiłując rozgryźć, jak sobie poradzić z tą.
– Czy nie łatwiej ograniczyć się do wyrazów na stronie i zdać na wyobraźnię? – pyta inna anglistka, w czerwonym mechatym swetrze.
– Wyrazy na stronie to bynajmniej nie łatwizna – puentuje dziewczyna w kocich okularach, a parę osób przytakuje.
– No to może nie łatwizna, a prostota. – Czerwony sweter podnosi pióro. – Mogę tym stworzyć cały świat, nowatorskie to nie będzie, ale za to skuteczne.
– Aż skończy ci się atrament – ktoś ripostuje.
Ktoś inny wtrąca, że jest już dziewiąta, i parę osób się zrywa, przeprasza i ucieka. Reszta dalej debatuje w mniejszych grupkach i parach, a kilkoro studentów nowych mediów osacza Zachary’ego, wypytując go podczas pobieżnego sprzątania sali o godne polecenia kursy i wykładowców.
– Byłeś super, dzięki – przyznaje Kat, kiedy mają chwilę dla siebie. – Jestem ci winna przysługę i jeszcze w ten weekend zabiorę się do twojego szalika, obiecuję, że jeszcze zdążysz w nim pochodzić przed wiosną.
– Nie musisz się kłopotać, Kat, ale dzięki. Dobrze się bawiłem.
– Ja też. A, na korytarzu czeka Elena. Próbowała cię złapać przed wyjściem, ale nie chciała przerywać ci rozmów ze studentami.
– Jasne – mówi Zachary, usiłując sobie przypomnieć, o kim mowa.
Kat jeszcze raz go ściska i szepcze mu na ucho:
– To nie jest próba podrywu, ostrzegłam ją, że jesteś orientacyjnie niedostępny.
– Dzięki, Kat – kwituje Zachary, prawie przewracając oczami, wiedząc, że użyła właśnie tego sformułowania zamiast po prostu powiedzieć, że jest gejem, bo Kat nie znosi etykiet.
Elena, ta w kocich okularach, opiera się o ścianę i czyta powieść Raymonda Chandlera – Zachary teraz widzi, że to Długie pożegnanie – i chłopak już wie, skąd ją zna. Skojarzyłby ją szybciej, gdyby miała włosy upięte w kok.
– Cześć – mówi, a dziewczyna podnosi wzrok znad książki ze zdezorientowaną miną, którą on też miewa, typową dla wyrwania z jednego świata i przerzucenia z powrotem w inny.
– Cześć – odpowiada Elena, otrząsając się z oparów fikcji i chowając Chandlera do torby. – Nie wiem, czy mnie pamiętasz wczoraj z biblioteki. Wypożyczałeś tę dziwną książkę, która nie dawała się zeskanować.
– Pamiętam – przyznaje Zachary. – Jeszcze jej nie przeczytałem – dodaje, nie wiedząc do końca, po co to kłamstwo.
– No więc, jak już poszedłeś, to mnie zaintrygowała – przyznaje Elena. – W bibliotece jest zero ruchu, a że byłam akurat nakręcona na zagadki, to postanowiłam tu i ówdzie poszperać.
– Serio? – pyta Zachary, nagle zaciekawiony, choć przed chwilą tylko kłamał z nerwów. – I co wyszperałaś?
– Nie za wiele, system jest tak mocno skomputeryzowany, że jeżeli skaner nic nie wyświetla, to bardzo trudno odnaleźć dane, ale przypomniałam sobie, że ta książka wyglądała na starą, więc poszłam poszukać w archiwach z fiszkami z czasów, kiedy wszystko było składowane w tamtych bajecznych drewnianych szufladach, i jej tam nie było. Udało mi się jednak rozpracować, jak wygenerowano kod, parę cyfr wskazuje, kiedy wprowadzono pozycję do systemu, no i porównałam daty z resztą danych.
– Kawał pierwszorzędnej roboty biblioteczno-detektywistycznej.
– Ha, dzięki. Niestety, jedyne, co wyskoczyło, to to, że książka jest ze zbiorów prywatnych, ktoś umarł i jakaś fundacja rozparcelowała jego księgozbiór po różnych szkołach. Uzupełniłam dane i spisałam nazwisko, więc gdybyś chciał znaleźć którąś z pozostałych książek, to ktoś powinien móc wydrukować ci listę. Dyżuruję rano do rozpoczęcia zajęć, jeżeli jesteś zainteresowany. – Elena szpera w torbie i wyciąga złożony kawałek kartki w linie. – Część z nich pewnie będzie w zbiorach specjalnych, tych ci nie wypożyczą, ale co tam. Stworzyłam nową pozycję w katalogu, więc kiedy ją oddasz, to powinna dać się zeskanować.
– Dzięki – mówi Zachary, odbierając od niej kartkę. „Przedmiot dodany do ekwipunku” – komentuje głos w jego głowie. – Bardzo chętnie, niedługo powinienem zajrzeć.
– Spoko – kwituje Elena. – I dzięki za to dzisiaj, świetna dyskusja. Do zobaczenia.
Znika, zanim ma okazję się z nią pożegnać.
Zachary rozkłada kartkę. Są na niej dwie linijki tekstu napisanego nadzwyczaj starannym charakterem pisma.
Z księgozbioru J.S. Keating, przekazana w 1993 roku.
Dar Fundacji Keating.
Miłe smutki Drogi są trzy. Oto jedna z nich
Papier jest kruchy, nawet gdy jest zeszyty i oprawiony w płótno lub skórę. Większość opowieści w Przystani nad Bezgwiezdnym Morzem utrwala się na papierze. W książkach lub na zwojach, lub na powieszonych na suficie papierowych ptakach.
Inne opowieści są jeszcze delikatniejsze. Na każdą historię wyrytą w skale przypada wiele spisanych na jesiennych liściach albo wplecionych w pajęczą sieć.
Niektóre historie owija się jedwabiem, żeby ich kartki nie rozsypały się w proch, a fragmenty tych, które nie przetrwały, zbiera się i trzyma w urnach.
To delikatne byty. Mniej solidne niż ich krewni, czytani na głos i wykuwani na pamięć.
A zawsze znajdzie się ktoś, kto marzy o płonącej Aleksandrii.
Zawsze tacy byli. Zawsze będą.
Dlatego od zawsze istnieją strażnicy.
Wielu z nich oddało życie na służbie. Większości zaś życie odbierał czas, zanim mieli okazję stracić je inaczej.
To rzadkość, żeby strażnik nie zostawał strażnikiem na zawsze.
Strażnika darzy się zaufaniem. A żeby zdobyć zaufanie, trzeba przejść próbę.
Próba strażnika to długi i mozolny proces.
Nie można zgłosić się na strażnika. Strażników się wybiera.
Potencjalnych strażników wyławia się i obserwuje. Bacznie się im przygląda. Ich każdy krok, każdy wybór, każdy czyn jest oceniany przez niewidocznych sędziów. Sędziowie obserwują ich miesiącami, niekiedy latami, przed wyznaczeniem pierwszych prób.
Potencjalny strażnik nie będzie świadomy tego, że przechodzi próbę. Zakamuflowanie prób to kluczowa kwestia, bo tylko dzięki temu wyniki będą autentyczne. Wielu prób nigdy nie da się rozpoznać jako takich, nawet z perspektywy czasu.
Kandydaci na strażników, których odrzuca się na tym wczesnym etapie, nigdy nie dowiedzą się, że brano ich pod uwagę. Zajmą się własnym życiem i znajdą inne drogi.
Większość kandydatów odpada przed szóstą próbą.
Wielu nie przechodzi dwunastej.
Przebieg pierwszej próby jest zawsze taki sam, czy to w Przystani, czy poza nią.
W dużej bibliotece publicznej chłopiec przegląda książki, wypełniając sobie czas