Żona nazisty. Jak pewna Żydówka przeżyła Zagładę. Edith Hahn-Beer

Żona nazisty. Jak pewna Żydówka przeżyła Zagładę - Edith Hahn-Beer


Скачать книгу
zepsuł się ząb i strasznie bolał. Naszemu żydowskiemu dentyście nie wolno już było praktykować, ale z pomocą Pepiego Mama znalazła aryjskiego dentystę, który zgodził się wyrwać jej ząb. Chciał za to złoto. Mama dała mu złoty łańcuszek. Chciał więcej. Dała mu drugi. Chciał więcej. Dała mu ostatni. Trzy złote łańcuszki za jeden ząb.

      Próbowałam zbierać raty za maszyny do szycia i motocykle wypożyczone w sklepie dziadka. Jednak nikt, kto był winien pieniądze Żydowi, nie czuł się zobowiązany do spłaty. Większość ludzi śmiała mi się prosto w twarz.

      Młodsza siostra Mamy, ciocia Marianne, wyszła za mąż za niejakiego Adolfa Robicheka i mieszkała w Belgradzie, gdzie jej mąż pracował w firmie prowadzącej transport rzeczny na Dunaju. Robichekowie przysyłali nam paczki żywnościowe przez kapitanów statków, a my dzieliłyśmy się tymi darami z Frau Maimon i dwoma pozostałymi lokatorkami mieszkania. Te paczki stały się naszą liną ratunkową.

      Czy reszta Austriaków rozumiała, co się dzieje z Żydami? Czy rozumieli, że wszystko się nam odbiera, że zaczynamy głodować? Pozwólcie, że w odpowiedzi opowiem wam pewną historię.

      Pewnego razu, po Anschlussie, policjant zatrzymał mnie za przejście przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Kazał mi zapłacić wysoki mandat.

      – Ale ja jestem Żydówką – powiedziałam. To mu wystarczyło, żeby wiedzieć, iż nie mam grosza przy duszy i nie jestem w stanie zapłacić. Puścił mnie wolno.

      Widzicie więc, gdy wam mówią, że nie zdawali sobie sprawy, jak Żydów całkowicie ograbiono, nie wierzcie. Wszyscy wiedzieli.

      Życie uczuciowe Christl Denner, zawsze szalone, teraz skomplikowało się dodatkowo na skutek polityki.

      Rozmawiałyśmy w łazience, ponieważ w pozostałych pokojach z pałacowymi oknami panował lodowaty ziąb.

      – Powiem ci, Edith, to tak idiotyczna sytuacja, jaką tylko SS mogło wymyślić. Ustawy norymberskie mówią, że nie jesteś prawdziwą Aryjką, jeśli nie miałaś aryjskich dziadków z obu stron, prawda? Więc jeśli miało się choćby jednego żydowskiego dziadka, jest się uważanym za Żyda i pozbawionym praw obywatelskich, prawda? No więc wyobraź sobie, że ojciec Bertschiego jest czechosłowackim Żydem.

      – O mój Boże – jęknęłam z przerażeniem.

      – No właśnie – mówiła dalej. – Mój ojciec pomógł ojcu Bertschiego kupić nielegalne dokumenty, „świadczące”, że od trzech pokoleń jest Aryjczykiem. Dobry pomysł, nie?

      – Znakomity – potwierdziłam.

      – Efekt był taki, że ojca Bertschiego natychmiast powołano do wojska.

      – O mój Boże!

      – W wojsku odkryli prawdziwą tożsamość Herr Berana i wsadzili go do więzienia. Tymczasem jednak zdążyli dać powołanie także Bertschiemu, który teraz wydawał się prawdziwym Aryjczykiem dzięki fałszywym papierom ojca. Wkrótce jednak wojsko odkryło, że ojciec Bertschiego siedzi w więzieniu, nie odkryło jednak, dlaczego tam siedzi, więc wyrzucili Bertschiego z wojska i odesłali do Wiednia. I słuchaj, Edith, nie uwierzysz…

      – Co takiego?

      – Gdy Bertschi był w drodze do Wiednia, cała jego jednostka wyleciała w powietrze na bombie podłożonej przez francuski ruch oporu.

      Zrobiło mi się żal jednostki, poczułam ulgę z powodu Bertschiego i radość z faktu, że rzeczywiście istnieje francuski ruch oporu.

      – W końcu jednak odkryli, że Bertschi jest pół-Żydem, więc szuka go Gestapo.

      – Och, nie…

      – Ale ja mam plan. Ojciec kupił mi sklep, który należał przedtem do Żydów. Mam sprzedawać pamiątki: filiżanki do kawy z nadrukowanym planem katedry świętego Stefana, repliki statuetek z Nymphenburga, pozytywki grające muzykę Wagnera. Oczywiście do pomocy w prowadzeniu sklepu potrzebuję księgowego. Więc zatrudniłam Bertschiego.

      Uśmiechnęła się. Pies położył jej łeb na kolanach i wpatrywał się w nią z uwielbieniem.

      – Och, Christl, to niebezpieczne. Dopadną cię…

      – Już dopadli – powiedziała. – Mam się jutro stawić na Prinz Eugenstrasse.

      – Nie możesz tam pójść! – zawołałam. – Jesteś Aryjką, możesz wyjechać, masz papiery, musisz opuścić miasto, opuścić Rzeszę!

      – Ojca przydzielono do pracy w jednostce przeciwlotniczej w Münsterze w Westfalii – powiedziała. – Nigdzie nie pojadę.

      Pomyślałam o Hansi, o SS, o ich brutalnym traktowaniu kobiet.

      Christl uśmiechnęła się.

      – Pożycz mi tylko swoją żółtą bluzkę z aplikacją z ptaków, a wszystko będzie dobrze.

      Następnego ranka Christl włożyła bluzkę, którą uszyła mi Mama. Doskonale na niej leżała. Pomalowała usta najczerwieńszą szminką i poczerniła rzęsy. Gdy szła ulicą, spódnica wirowała jej wokół nóg, włosy jej lśniły – wyglądała, jakby wybierała się na tańce.

      Wmaszerowała do komendy Gestapo. Wszyscy pracujący tam mężczyźni wynurzyli się zza biurek, by móc się jej lepiej przyjrzeć. Kapitan próbował być surowy.

      – Fräulein Denner, zatrudnia pani pewnego człowieka, niejakiego Hansa Berana…

      – Ach, tak. To mój księgowy. W tej chwili podróżuje w Rzeszy. Przysłał mi nawet pocztówkę.

      – Chcemy się z nim spotkać, gdy powróci.

      – Oczywiście, panie kapitanie. Natychmiast go do was przyślę.

      Uśmiechnęła się promiennie. Ucałował jej dłoń i spytał, czy może ją zaprosić na kawę. Zgodziła się.

      – Co takiego?! Umówiłaś się z gestapowcem?

      – Jak kobieta mogłaby odrzucić zwyczajne zaproszenie na kawę? To by było niegrzeczne i mogłoby obudzić podejrzenia – wyjaśniła. – Ale gdy kapitan zaproponował kolejne spotkanie, wyjaśniłam, że jestem zaręczona z dzielnym marynarzem, który walczy gdzieś na morzu i nie mogę zawieść jego zaufania.

      Zachichotała i oddała mi bluzkę. Moja przyjaciółka Christl miała talent hollywoodzkiej heroiny.

      W piwnicy jej sklepu siedział Bertschi Beran, najszczęśliwszy z ludzi.

      Pepi odwiedzał mnie codziennie. Pracował jako stenograf sądowy; po pracy szedł coś zjeść, a potem odbywał czterdziestopięciominutowy spacer do nas. Pojawiał się o siódmej wieczór, kładł na stole zegarek, żeby nie zapomnieć godziny, i wychodził dokładnie kwadrans po dziewiątej, by znaleźć się w domu o dziesiątej, o tej bowiem porze oczekiwała go niespokojna matka.

      Nasz długo odkładany niespełniony romans nie mógł znaleźć żadnego miejsca, żadnego zakątka, zaczęliśmy więc siebie desperacko pożądać. Nawet w najzimniejsze dni wychodziliśmy na dwór i znajdowaliśmy ławkę lub bramę, gdzie mogliśmy się całować i przytulać.

      Pewnego popołudnia zakradliśmy się do jego mieszkania, przerażeni, co będzie, jak sąsiedzi nas zauważą. Pepi kupił prezerwatywy i schował je przed Anną (która we wszystko wtykała nos) w pudełku oznaczonym „Niewywołany film! Nie wystawiać na światło!”. Byliśmy szalenie podnieceni i nie mogliśmy się doczekać, kiedy będziemy do siebie należeć. Ledwo jednak zaczęliśmy zrzucać ubranie, w holu na klatce schodowej rozległy się wrzaski mężczyzn, to okropne faszystowskie walenie w drzwi jakiegoś nieszczęsnego Austriaka, potem krzyk kobiety: „Nie! On niczego nie zrobił! Nie zabierajcie go!” – a w końcu ciężkie kroki policjantów ciągnących ze sobą więźnia.

      Nasza namiętność zgasła ze strachu. Tego


Скачать книгу