Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni. Thomas Sowell

Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni - Thomas  Sowell


Скачать книгу
niskich cen dla najbiedniejszych, jednakże niskie ceny nie zwiększają podaży żywności. Co gorsza, na skutek tego, że zaniżone ceny żywności nie są w stanie pokryć kosztów produkcji oraz robocizny wymaganej do produkcji zbóż czy hodowli zwierząt, dochodzi do spadku podaży. Wywołana regulacją cen zmiana bodźców powoduje, że farmerzy produkują mniej żywności, a równocześnie większą jej część zatrzymują dla siebie i swoich rodzin. Niektórzy nawet decydują się porzucić rolnictwo, jako działalność nieproduktywną, i przenoszą się do miasta. Tym samym redukują oni liczbę producentów, zasilając równocześnie masy konsumentów żywności.

      Żadne z tych zjawisk nie jest dla nowoczesnej gospodarki kapitalistycznej czymś nowym. Wieki temu, w czasach Imperium Rzymskiego, cesarz Dioklecjan wydał dekret ustalający cenę wielu produktów, w wyniku którego „ludzie przestali zaopatrywać rynek w towary", jak pisał ówczesny kronikarz. Niemal identyczne konsekwencje wywołała – dwa tysiące lat później – wprowadzona przez administrację prezydenta Nixona kontrola cen paliw, w wyniku której spadło zaopatrzenie w benzynę i produkty ropopochodne.

      Ghana straciła pozycję czołowego w świecie producenta kakao z chwilą, gdy rząd tego kraju ustalił minimalną cenę, po której wolno było kakao skupować od farmerów. Odzyskała ją po tym, jak wskutek katastrofalnego spadku produkcji kakao, rząd został zmuszony do porzucenia polityki regulacji.

      Spadek zaopatrzenia w towary, wywołany polityką restrykcji, należy odróżnić od braku zdolności do ich wyprodukowania. Niedobory żywności mogą bowiem wystąpić w krajach o wyjątkowo żyznej glebie, jak to ma chociażby miejsce w postkomunistycznej Rosji, której daleko jeszcze do gospodarki wolnorynkowej:

      Rozciągająca się łagodnie wzdłuż porośniętych łąkami wzgórz, 240 km na południe od Moskwy, Dolina rzeki Pławy jest marzeniem rolników. Są to wrota do regionu zwa nego przez Rosjan „Czernozim" – Krainą Czarnej Ziemi. Zaledwie trzy godziny jazdy od głodującego miasta znajdują się najżyźniejsze gleby Europy… Kraina Czarnej Ziemi mogłaby z powodzeniem wyżywić cały naród, tymczasem ledwie jest w stanie wyżywić samą siebie.

      Trudno sobie wręcz w gospodarce wolnorynkowej coś takiego wyobrazić; głodujące miasto, zmuszone do importu żywności, podczas gdy w jego najbliższym sąsiedztwie znajdują się nadzwyczaj żyzne tereny rolnicze. Co dziwniejsze, ludzie zamieszkujący te tereny cierpieli biedę porównywalną z cierpieniem głodującego miasta. Zatrudnieni na roli robotnicy zarabiali zaledwie 10 dol. dziennie, z czego i tak duża część – z braku gotówki – wypłacana była w towarze; w ziemniakach czy ogórkach. Oto jak skomentował tę sytuację burmistrz jednego z miast rejonu, o którym mowa:

      My powinniśmy być bogaci. Mamy cudowną ziemię, posiadamy naukową technologię, mamy wykwalifikowanych pracowników, i do czego to wszystko się sprowadza?

      W najlepszym przypadku powinno to sprowokować ludzi do zastanowienia się, czym jest ekonomia, do zrozumienia, że jest to nauka o racjonalnym dysponowaniu zasobami znajdującymi się w niedoborze i posiadającymi alternatywne wykorzystanie. Tym ludziom brakowało rynku, który byłby ogniwem łączącym głodujące miasto z produktami tej żyznej ziemi oraz rządu, który by na takie swobodne połączenie pozwolił.

      W pewnych regionach Rosji władze lokalne zakazywały transportu żywności przez granicę okręgów czy powiatów tylko dlatego, by w ramach ich jurysdykcji obowiązywały niskie ceny, bo to im zapewniało poparcie polityczne ze strony ludności. I znowu, należy podkreślić, że z punktu widzenia interesu władzy postępowanie zmierzające do utrzymywania niskich cen żywności nie było pozbawione sensu. Niskie ceny gwarantowały bowiem popularność ze strony lokalnych konsumentów. Wprawdzie polityka ta chroniła osobiste kariery polityków, jednak z punktu widzenia całej gospodarki była prawdziwą katastrofą.

      O ile systemowy związek przyczynowo-skutkowy ma charakter „bezosobowy", to znaczy jego konsekwencje nie zależą od niczyjej woli czy preferencji, o tyle „rynek" jest ostatecznym sposobem, w jaki ludzie uzgadniają między sobą swoje osobiste pragnienia i preferencje. Zbyt często jednak podkreśla się „bezduszność" rynku, przeciwstawiając jej rzekomo wrażliwe społecznie programy rządowe. W rzeczywistości w obydwu przypadkach mamy do czynienia z takim samym niedoborem zasobów. Dokonując wyborów, działamy w ramach tych samych ograniczeń.

      Różnica polega na tym, że w jednym systemie każde indywiduum podejmuje decyzje na rzecz samego siebie, w drugim zaś niewielka liczba indywiduów dokonuje wyboru na rzecz innych.

      Użycie przez dziennikarza stwierdzenia „kaprysy rynku", co ma oznaczać „nieczułość" na ludzkie pragnienia i potrzeby, brzmi równie atrakcyjnie, co modne niegdyś powiedzenie „produkcja dla zaspokojenia potrzeb, a nie dla zysku" – tak, jakby ktoś mógł osiągnąć profit, produkując towary, których nikt nie chce lub nie potrzebuje. Prawdziwe przeciwstawienie tych dwóch systemów polega na tym, że w pierwszym indywidualnych wyborów dokonuje na swoją rzecz sam człowiek, w drugim zaś dokonują tego za niego inni ludzie, którym wydaje się, że wiedzą od niego lepiej.

      NIEDOBORY A KONKURENCJA

      Z niedoborami mamy do czynienia wówczas, gdy – bez względu na wybór systemu ekonomicznego – nie jesteśmy w stanie w pełni zaspokoić ludzkich pragnień. Nie ma przy tym znaczenia, czy poszczególni ludzie oraz całe społeczeństwa są biedne czy bogate. Stąd konkurencja w dostępie do zasobów jest wśród ludzi czymś nieodłącznym.

      Nie ma znaczenia, czy konkurencję lubimy, czy nie lubimy. Niedobór oznacza, że bez względu na to, czy chcemy gospodarki konkurencyjnej, czy jej nie chcemy, nie mamy wyboru. Istnieje bowiem tylko jeden rodzaj gospodarki. Jeśli mamy jakiś wybór, to jedynie co do szczególnych metod walki konkurencyjnej.

      Jedną z form, jakie – w walce o zdobycie zasobów występujących w niedoborze – przybiera konkurencja, jest np. racjonowanie ich przez przywódców politycznych, którzy decydują o tym, komu i w jakim celu je przyznać. Tak działo się w starożytnych systemach despotycznych i we współczesnym komunizmie. Można sobie też wyobrazić system, w którym członkowie społeczności – niech to będzie przykładowo plemię – wspólnie i dobrowolnie decydują, w jaki sposób dzielić dobra między swoich członków, chociaż naprawdę trudno sobie coś takiego wyobrazić w przypadku społeczności liczących miliony osób.

      Inną metodą dzielenia zasobów pomiędzy konkurującymi ze sobą sposobami ich wykorzystania, albo konkurującymi między sobą ludźmi, jest wzajemne licytowanie ich przez konkurentów. W takim systemie – zwanym gospodarką koordynowaną grą cenową – ci, którzy potrzebują drewna do produkowania mebli muszą konkurować (licytować się) z tymi, którzy potrzebują go do budowy domów, produkcji papieru czy kijów bejsbolowych. Ci, którzy potrzebują mleka do produkcji sera muszą przelicytować tych, którzy chcą z mleka wytwarzać jogurt lub lody.

      Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że konkurują z innymi. Wydaje im się, że ich decyzje kupna czegokolwiek za jakąkolwiek cenę podejmowane są w sposób suwerenny. Tymczasem niedostatek dóbr i zasobów sprawia, że konkurują oni jeden z drugim nawet wówczas, gdy wydaje im się, że dany zakup był wyłącznie rezultatem ich świadomego wyboru.

      Jedną z ubocznych korzyści istnienia konkurencji wywołanej cenami jest to, że poszczególni ludzie rzadko kiedy traktują siebie jak rywali, dlatego w ich zachowaniu nie pojawia się charakterystyczna dla konkurencji agresja. Przykładowo, do budowy kościoła protestanckiego potrzebny jest z grubsza ten sam materiał, co do budowy kościoła katolickiego. Z chwilą podjęcia decyzji o budowie kościoła, jedno o co kongregacja protestancka dba jest ilość pienię dzy, jaką w tym celu trzeba będzie zgromadzić. Jeśli ceny materiałów czy robocizny będą zbyt wysokie, kongregacja ograniczy niektóre elementy kościoła tak, aby sprostać wzrostowi kosztów budowy. Nikomu nie przyjdzie do głowy, by winą za wyższe ceny obarczać konkurencję ze strony katolików, którzy „walcząc" o te same materiały i robociznę doprowadzili do wzrostu cen, którego by nie było, gdyby nie starali się i oni budować kościoła.

      W


Скачать книгу