Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni. Thomas Sowell
kosztują o wiele więcej niż stare, ale za to obszerne i luksusowe apartamenty podlegające wciąż kontroli czynszów.
Taka dysproporcja w cenach czynszów nie występuje wyłącznie w Nowym Jorku. Spotyka się ją także w, podporządkowanych regulacji, miastach europejskich.
Jak na ironię, w miastach, w których czynsze podlegają ostrej regulacji, mieszkania – średnio – są znacznie droższe niż tam, gdzie takiej regulacji nie ma. Ustalenie – rzekomo w interesie najuboższych – górnych granic cenowych, poniżej których czynsze podlegają kontroli, jest dla inwestorów i budowniczych zachętą do stawiania budynków luksusowych na tyle, by się spod kontroli czynszów uwolnić. Wszyscy ci ludzie tak biedni, jak i bogaci, bez wyjątku, przybywający do miasta po wprowadzeniu przepisów o regulacji czynszów, nie są już w stanie znaleźć mieszkań podlegających tej kontroli. Wskutek wywołanego regulacją niedoboru mieszkań pozostają im do dyspozycji wyłącznie mieszkania, których koszt wynajęcia jest znacznie wyższy, niż gdyby takiej regulacji nie było. Trudno się potem dziwić, że w miastach objętych kontrolą czynszów mieszkaniowych bezdomnych jest więcej niż gdziekolwiek indziej.
Dla lepszej ilustracji problemu – to jest różnicy pomiędzy brakami wywołanymi naturalnym spadkiem podaży dóbr w stosunku do wielkości populacji a niedoborami wywołanymi polityką cenową – wyobraźmy sobie, że z jakiegoś innego (niż kontrola czynszów) powodu zasoby mieszkaniowe gwałtownie stopniały. Tak, jak się to stało w 1906 roku po trzęsieniu ziemi w San Francisco, kiedy w ciągu zaledwie trzech dni zniszczeniu uległo połowa miejskich zasobów mieszkaniowych, a także wszystkie miejskie hotele. Mimo takich ubytków w San Francisco mieszkań nie zabrakło.
W pierwszym po przywróceniu cyrkulacji wydaniu „San Francisco Chronicle", co miało miejsce w miesiąc po trzęsieniu ziemi, znalazły się 64 ogłoszenia o domach czy mieszkaniach do wynajęcia i tylko pięć ogłoszeń od ludzi poszukujących takich mieszkań. Spośród 200 tys. ludzi pozbawionych w wyniku trzęsienia ziemi dachu nad głową, 30 000 znalazło miejsce w tymczasowych schroniskach, a 75 000 wyprowadziło się z miasta. Wciąż jednak pozostawało ok. 100 tys. ludzi, których lokalny rynek mieszkaniowy musiał wchłonąć. Tymczasem żadna ówczesna gazeta czy jakikolwiek inny dokument z tamtego okresu nie wspomina o jakichkolwiek brakach mieszkań czy zjawiskach na istnienie takich braków wskazujących, takich jak: przekupywanie właścicieli, listy oczekujących czy wielomiesięczne poszukiwanie mieszkań. Rosnące ceny mieszkań nie tylko pozwoliły skutecznie zagospodarować pozostałą po trzęsieniu bazę mieszkaniową, lecz także dostarczyły motywacji do wzrostu tempa odbudowy miasta.
Widzimy więc, że mogą istnieć niedobory dóbr bez ich fizycznego unicestwienia, może też istnieć obfitość dóbr, pomimo ich unicestwienia. Pozbawieni dachu nad głową mieszkańcy San Francisco łatwiej znaleźli dla siebie schronienie niż bezdomni Nowego Jorku, gdzie wskutek regulacji czynszów „zniknęły" z rynku tysiące budynków.
Podobne zjawiska obserwujemy w odniesieniu do innych rynków czy produktów. W czasie pamiętnego kryzysu energetycznego w latach 1972 – 1973, kiedy rząd (za prezydentury Richarda Nixona – przyp. tłum.) wprowadził regulację cen paliw, przed amerykańskimi stacjami benzynowymi tworzyły się wielokilometrowe kolejki oczekujących na tankowanie, podczas gdy w rzeczywistości w 1972 roku sprzedano jedynie o 5 proc. mniej benzyny niż w roku poprzednim, gdy takich kolejek nie było i nikomu nie przyszło do głowy mówić o kryzysie czy brakach w zaopatrzeniu. Podobnie było w czasie analogicznego kryzysu (za prezydentury Jamesa Cartera – przyp. tłum.) w 1979 roku, kiedy to ilość sprzedanej benzyny była o 3,5 proc. niższa od rekordowego pod względem zużycia paliw roku 1978. Co więcej, pod względem ilości sprzedanej benzyny, rok 1979 był drugim, po 1978 roku, w dziejach Stanów Zjednoczonych. Niewielki spadek podaży spowodował ogromne niedobory, których rezultatem były wielogodzinne kolejki przed stacjami benzynowymi.
Aby posłużyć się analogią do rynku mieszkaniowego, tak jak regulacja czynszów doprowadziła do zaniedbania substancji mieszkaniowej – mieszkania rzadziej były odnawiane, gorzej utrzymywane etc. – tak regulacja cen paliw doprowadziła do pogorszenia się standardu usług na stacjach benzynowych: mniej chętnie sprawdzano ciśnienie w oponach, rzadziej uzupełniano płyn w spryski waczach, skróceniu uległy także godziny pracy stacji, utrudniając dodatkowo życie kierowcom.
Z powodu niedoborów i długich kolejek, stacje nie musiały czekać na konsumenta przez 24 godziny na dobę, tak jak to miało miejsce, gdy panowały ceny „normalne", sprzedały, co miały do sprzedania w ciągu kilku godzin i zamykały się na resztę dnia, bo w zbiornikach było pusto. Statystyczny tydzień pracy przeciętnej stacji benzynowej w Nowym Jorku we wrześniu 1978 roku, a więc przed kryzysem, wynosił 110 godzin, by już w czerwcu roku 1979, w czasie kryzysu, nie przekroczyć 27 godzin. Tymczasem ilość benzyny sprzedanej w obu porównywalnych okresach różniła się zaledwie o kilka procent. I znowu, problemem nie był tu fizyczny niedobór paliw, lecz braki wywołane sztucznie zaniżonymi cenami.
Taki niedobór jest równoznaczny z tym, że sprzedający nie musi dbać o kupującego. Z tego powodu m.in. właściciele budynków czynszowych zaniedbują stan techniczny czy standard domów, w których mieszkają ich lokatorzy, zaś właściciele stacji benzynowych mogą arbitralnie decydować o godzinach swojego otwarcia, oszczędzają przy okazji na płacach pracowników oraz innych kosztach związanych z prowadzeniem działalności (elektryczność, oświetlenie itp.). Nie ulega wątpliwości, że wielu kierowców, których życie i praca były, z powodu wielogodzinnych kolejek przed pompami paliwowymi, zdezorganizowane, dla uniknięcia tych problemów bez niczego zapłaciłoby za benzynę te kilka centów za galon więcej. Nie mogli tego uczynić, ponieważ obowiązujące prawo o kontroli cen im to uniemożliwiało.
Niektórzy, ci odważniejsi i pozbawieni skrupułów sprzedawcy oraz konsumenci dokonywali takich – korzystnych dla obu stron – transakcji z pominięciem prawa. Kontrola cen tworzy bowiem czarny rynek, na którym nie tylko obowiązują ceny wyższe od dozwolonych przez prawo, lecz także wyższe od tych, jakie istniałyby na wolnym rynku. Ryzyko wymaga przecież nagrody. O ile czarny rynek w małej skali odbywa się z zachowaniem dyskrecji, o tyle czarny rynek w skali gospodarki, a więc przekupywanie decydentów w celu zdobycia ich przychylności, staje się sprawą normy.
W Rosji, przykładowo, obowiązywał zakaz transportu (regulowanej) żywności poza granice regionu. Proceder omijania zakazu ochrzczono mianem „dekretu 150. rublowego". Tyle bowiem kosztowała łapówka wręczana policjantowi, aby przymknął oko i nielegalny transport przepuścił poza dozwolone prawem granice.
PUŁAPY CENOWE A NADWYŻKI
Ustanowienie ceny na poziomie niższym niż by to wynikało z rynkowej równowagi popytu i podaży sprawia, że wzrasta popyt, a maleje podaż. Innymi słowy, arbitralnie ustanowiona cena wywołuje niedobory. Analogicznie, ustalenie ceny powyżej poziomu, który wynikałby z wolnej gry rynkowej, powoduje wzrost podaży, a w konsekwencji nadmiar. Jakże często ta prosta zależność ginie w wirze politycznych gierek i popularnych prawd obiegowych.
Jednym z klasycznych przykładów ustanowienia przez rząd dolnego pułapu cenowego był program subsydiowania cen na amerykańskie produkty rolne. Jak to często bywa, chęć zaradzenia rzeczywistemu, choć tylko chwilowemu problemowi doprowadza do ustanowienia programu rządowego trwającego jeszcze długo po tym, jak wygasły przyczyny, które go wywołały.
Jeden z wielu dramatów Wielkiej Depresji lat 1930. polegał na tym, że znaczny odsetek farmerów nie był w stanie uzyskać za sprzedaż wyprodukowanych przez siebie płodów rolnych ilości pieniędzy umożliwiającej chociażby opłacenie rachunków. Ceny płodów rolnych spadły znacznie bardziej niż ceny towarów kupowanych przez rolników. Wielu farmerów traciło swoje gospodarstwa wskutek niewypłacalności, wielu innych żyło w skrajnej nędzy, usiłując mimo wszystko utrzymać się na roli, że w końcu rząd postanowił interweniować, starając się przywrócić „równowagę" pomiędzy rolnictwem a pozostałymi sektorami gospodarki. Polegała ona na zahamowaniu gwałtownego spadku cen produktów rolnych.
Interwencja ta przybierała