Ekonomia dla każdego - czyli o czym każdy szanujący się obywatel, wyborca i podatnik wiedzieć powinni. Thomas Sowell
takiego postępowania jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „Czy sztuka (edukacja, zdrowie, muzyka etc.) w ogóle może mieć cenę?". U jego podłoża leży fałszywe przekonanie, że cena jest czymś co zostało produktowi narzucone. Tak długo, jak edukacja, zdrowie, muzyka i tysiące innych spraw wymagają do wytworzenia: czasu, wysiłku oraz zasobów materialnych, tak długo koszt tych składników równoważny będzie ich (immanentnej) cenie.
Ten koszt nie znika pod wpływem ustaw, które zabraniają ujawniania go pod postacią ceny na rynku. Dla społeczeństwa jako całości równa się on sumie kosztów wszystkich innych przedmio tów, które zostałyby wyprodukowane z tych samych składników. Przepływ pieniędzy oraz ruch cen są skutkami pewnych zdarzeń – zignorowanie czy zduszenie tych skutków, zdarzeń tych nie zmieni.
CZĘŚĆ II PRZEMYSŁ I HANDEL
Rozdział 5
Biznes – wzloty i upadki
Dla większości z nas biznes kojarzy się z aktywnością polegającą na robieniu pieniędzy. Jest to jednak pogląd fałszywy i to co najmniej z dwóch względów.
Po pierwsze, znakomita większość biznesów upada w ciągu pierwszego roku czy dwóch i w efekcie, miast służyć pomnażaniu majątku ich założyciela, bywa bardzo często gwoździem do jego finansowej trumny. Można właściwie rzec, że co najmniej tyle samo biznesów pieniądze robi, co je traci. Po drugie, z ekonomicznego punktu widzenia, nie to jest ważne, czy właściciel interesu robi pieniądze, czy tylko o ich robieniu marzy, lecz to, jak jego działanie wpływa na sposób dysponowania zasobami, na których niedobór cierpimy. Innymi słowy, jak zachowanie się biznesmena czy biznesu, który stworzył, wpływa na sytuację ekonomiczną milionów pozostałych członków społeczeństwa.
SZTUKA ADAPTACJI
Biznesy, o których mówi się w mediach, z którymi stykamy się na codzień, to przedsięwzięcia, które zakończyły się sukcesem – słowem, udały się – mam tu na myśli General Motors, Microsoft, Kodak czy Chase Manhattan Bank. Kilkadziesiąt lat temu na liście tej znalazłaby się także sieć sklepów spożywczych A&P, niegdyś największa na świecie sieć detaliczna, której obroty przewyższały łączną sprzedaż takich gigantów detalicznych, jak Sears, Penney czy Montgomery Ward – razem wziętych.
Dzisiaj sieć A&P skurczyła się do ułamka swoich dawnych rozmiarów, mało kto o niej słyszał czy zetknął się z jej sklepami. Z faktu tego wyciągnąć można prosty wniosek, mianowicie że przemysł, handel czy jakakolwiek inna działalność biznesowa nie jest procesem statycznym („raz na zawsze"), lecz posiada dynamikę, której rezultatem jest znikanie czy podupadanie całych wielkich przedsięwzięć, branż czy nawet gałęzi przemysłu. Zjawiska te są z kolei rezultatem istnienia ciągłej i bezlitosnej konkurencji, a w jej konsekwencji zmieniających się warunków.
Połowa firm wchodzących w skład „pierwszej pięćsetki" największych amerykańskich spółek, tzw. Fortune 500 za rok 1980, zaledwie dziesięć lat później nie znalazła miejsca na tej liście.
Czynnikiem wpływającym na tę sytuację jest wielkość „zysku" bądź „straty", jakie się wiążą z działalnością każdego z biznesów. Relacja między zyskiem a stratą jest miarą skuteczności wykorzystania przez przemysł czy handel zasobów znajdujących się w niedoborze. Zarówno w handlu, jak i w przemyśle zysk nie jest czymś, co jest związane z działalnością biznesu w sposób nierozłączny czy wręcz automatyczny. Ogrom zmian dokonujących się w społecznym czy ekonomicznym środowisku biznesu sprawia, że nad każdym, nawet największym, najlepiej prosperującym przedsięwzięciem wisi niebezpieczeństwo straty czy fiaska. Nie bez powodu więc ludzie stanowiący kadrę kierowniczą biznesu pracują z reguły o wiele więcej godzin niż zatrudnieni przez nich pracownicy najemni. Nie bez powodu też gros nowo założonych biznesów pada w ciągu pierwszego roku swego istnienia. Tylko z daleka biznes wygląda potężnie i imponująco.
Nawet najpotężniejsze, znakomicie przystosowane do istniejących warunków firmy są w stanie upaść z chwilą, gdy warunki ulegną nagłej zmianie, zaś konkurencja potrafisię do tej zmiany dostosować lepiej i szybciej. Wróćmy do przykładu sieci A&P.
Zyski tego giganta spożywczego rosły w latach 1920. w oszałamiającym tempie, przynosząc inwestorom co najmniej 20 proc. „zwrotu" rocznie. Taka fenomenalna prosperity trwała przez całe lata 1930. oraz 1940. Jednakże w latach 1950. sytuacja uległa drastycznej zmianie; A&P straciła w ciągu zaledwie 52 tygodni aż 50 mln dol. Kilka lat później roczna strata sieci przekroczyła 175 mln dol., rozpoczynając systematyczne staczanie się firmy w kierunku jej upadku.
Los A&P zarówno w czasach prosperity, jak i w momencie, gdy firma ta zaczęła tracić na rzecz konkurencji, jest znakomitą ilustracją dynamiki procesów gospodarczych opartych na wolnym kształtowaniu się cen oraz roli samego bilansu „zysków i strat". Swoją prosperity jeszcze w latach 1940. zawdzięcza A&P stosowaniu niższych cen niż w sklepach konkurencji. Sieć mogła sobie na nie pozwolić, trzymając z jednej strony koszty w ryzach, z drugiej zaś, dzięki dużej ilości klientów, przyciąganych do sklepów A&P właśnie niskimi cenami. Upadek zaczął się z chwilą, gdy konkurencyjne sieci sklepowe potrafiły obniżyć ceny, sprzedając taniej niż A&P. A potrafiły dzięki lepszemu, szybszemu dostosowaniu swych operacji do nowych, zmieniających się warunków ekonomicznych i społecznych. Konkurencja pojęła te zmiany w mig, dostrzegając w nich szansę na poprawę swojej sytuacji.
O jakie zmiany tu chodziło? Pojawiająca się tuż po zakończeniu II wojny światowej tendencja do osiedlania się na przedmieściach (tzw. suburbiach), a także wiążący się z tym wzrost zamożności narodu dały natychmiast ogromną przewagę tym wszystkim, zlokalizowanym właśnie na przedmieściach i wyposażonym w ogromne parkingi supermarketom i centrom handlowym, w porównaniu do sklepów zlokalizowanych tradycyjnie w centrach wielkich miast. Powszechna dostępność lodówek, zamrażarek, a przede wszystkim samochodów zrewolucjonizowała sposób, w jaki zaczęto od tego czasu sprzedawać artykuły spożywcze, wpływając tym samym na ekonomikę tej branży.
Samochód, dzięki któremu mogły tak masowo powstać suburbia, zmienił nie tylko lokalizację, lecz także skalę – zarówno z punktu widzenia konsumentów, jaki i samych sklepów – na jaką zaczęły się odbywać odtąd zakupy spożywcze. Współczesny konsu ment jest w stanie kupić za jednym zamachem znacznie więcej żywności niż wtedy, gdy – tak jak przed wojną – przynosił ją w rękach z pobliskiego sklepiku, zlokalizowanego w centrum miasta. Zmiana ta była możliwa głównie dzięki upowszechnieniu się motoryzacji. Niebagatelny wpływ miało na nią także masowe pojawienie się lodówek oraz zamrażarek, dzięki którym możliwe było dłuższe i trwalsze przechowywanie szybko psujących się towarów, takich jak właśnie produkty spożywcze, mięso czy przetwory mleczne. Dzięki tym zmianom możliwe było zwiększenie wolumenu zakupów, przy jednoczesnej mniejszej ilości wizyt w sklepie.
Z punktu widzenia supermarketu oznaczało to znaczne zwiększenie wolumenu sprzedaży przypadającej na dany sklep, co było możliwe dzięki przyciągnięciu doń zmotoryzowanych konsumentów nawet z bardzo odległych miasteczek czy osiedli. W tym samym czasie placówki zlokalizowane w centrach miast nie były w stanie przyciągnąć klienteli pieszej zamieszkałej nawet w odległości kilku czy kilkunastu przecznic od sklepu. Duży wolumen sprzedaży przekładał się na niższe koszty jednostkowe dostarczanych towarów. Większe zaopatrzenie jednorazowe oznaczało dla producenta towarów oszczędności w stosunku do mniejszych ilościowo dostaw kierowanych do stosunkowo niewielkich sklepików w sąsiedztwie centrów miast. Jeden przeciętny supermarket zamawiał i sprzedawał nieraz więcej niż kilka czy kilkanaście sklepów miejskich razem wziętych.
Oznaczało to także oszczędności na kosztach sprzedaży dla samego supermarketu, ponieważ obsługa jednego konsumenta kupującego produkty wartości 50 dol. nie pochłania dziesięć razy tyle czasu, co obsługa dziesięciu konsumentów