Wigilia pełna duchów. Отсутствует

Wigilia pełna duchów - Отсутствует


Скачать книгу
jakie sobie wyobraził, jak wędruje po starym domu, trzymając za rękę brata bliźniaka, dziecka dzielącego jego myśli, smutki i radości – nagle poczuł dotyk rączki i wiedział, że chłopiec jest przy nim i też wpatruje się tęsknymi oczami w ogień.

      Kiedy jednak się odwrócił, ujrzał, że smutek nie mąci już wyrazu jego oczu. On już ją znalazł; zaginiona wróciła na spotkanie z przyjacielem przy opuszczonym palenisku i na samotnych szerokich schodach, na których już więcej nie będą tupały jego nóżki.

      Poszukiwanie wreszcie się zakończyło! Już więcej oczy dziecka nie będą zaglądać do mrocznych kątów tego ponurego domu.

      Przyszła!

      Przez wiele lat wiernie na nią czekał, ale teraz jego czekanie dobiegło końca.

      Rozdział VI

      Zaginiony testament

      W starym domu nastąpiły teraz zmiany. Pani Toplis znowu w nim rządziła, lecz tym razem ze służbą, która podlegała jej osobiście – z pokojówkami, które mogła zbesztać, i z chłopcami, których mogła nękać.

      Spiżarnia była dobrze zaopatrzona, piwnice pełne zapasów; okna, przedtem zasłonięte okiennicami, teraz stały otworem, żeby wpuścić świeże powietrze; i na podjeździe trawa już nie rosła wysoko, a na ścieżce nie było chwastów.

      Była to pora świąt Bożego Narodzenia. U rzeźników mięso cięto w paski; wystawy sklepów spożywczych cieszyły oczy dzieci, młodzieży i starych, gdy je mijali. W domu pani May przy Clapham Road wszyscy byli podekscytowani; cała rodzina – ojciec, matka, dorastający synowie i córki, dziewczynki ubrane w krótkie sukienki, chłopcy w kurtkach – wszyscy byli gotowi spędzić Wigilię Bożego Narodzenia z kuzynem, którego przyjęli jako nowo odnalezionego krewnego, jednogłośnie oceniając go jako niezwykle czarującego człowieka.

      Przyszła też kuzynka Mary – z tej okazji włożyła nową sukienkę i gdy Crossie May szczególnie pięknie upinała jej włosy, czynność tę przerwało pół tuzina głosów oznajmiających:

      – Dżentelmen w salonie chce się z tobą widzieć, Mary. Tata powiedział, żebyś się pospieszyła i zaraz zeszła na dół.

      Posłuszna Mary pospieszyła się i zaraz zeszła na dół, gdzie w salonie zastała radcę prawnego od Timpsona, tego samego, który przybył na spotkanie pana Staintona, gdy przyjechał do Londynu.

      Przyszedł w zwykłej, lecz bardzo ważnej sprawie. Ponownie zlecono mu dostarczenie listu od firmy Timpson and Co., tym razem informującego pannę Fenton, że odnaleziono testament pana Felixa Staintona i że w związku z tym uzyskała prawo do otrzymania dziesięciu tysięcy funtów – zabezpieczonych pod postacią domów przy Stainton Street.

      – Och! Ciociu! Och! Wujku! Jacy teraz będziemy bogaci – wykrzyknęła dziewczyna, biegnąc z tą wiadomością do swoich kuzynów. Ale ciocia i wujek sprawiali wrażenie poważnych. Zastanawiali się, jakie to zrobi wrażenie na Edgarze Staintonie.

      Kiedy wciąż to omawiali – po odejściu młodego radcy prawnego od Timpsona – zjawił się Edgar Stainton we własnej osobie.

      – Wszystko jest w porządku! – oznajmił w odpowiedzi na ich pytania. – Ten testament znalazłem w pokoju, w którym zmarł Felix Stainton. Dom Pod Włoskim Orzechem został zapisany biednemu małemu dziecku, które zmarło. Mary zostanie wypłacone dziesięć tysięcy funtów, pięćset funtów otrzyma pani Toplis i należy zrealizować jeszcze kilka innych zapisów. Po odejściu George’a posiadłość przypada mnie, jako następcy Quinance’ów, a dowiedziałem się też, że starszy pan i Alfred poważnie się pokłócili i w konsekwencji całkowicie z nim zerwał. Gdzie jest Mary? Chcę oznajmić jej coś radosnego.

      Mary właśnie przebywała w niewielkiej oszklonej werandzie, gdzie szukała róży, którą chciała wpiąć w brązowe włosy.

      Podszedł prosto do niej i rzekł:

      – Mary, dziś wieczór otrzymasz świąteczny podarunek, ale chcę, abyś teraz przyjęła ode mnie jeszcze jeden prezent.

      – Co to jest, kuzynie Edgarze? – zapytała, lecz gdy spojrzała w jego twarz, zapewne odgadła, co chciał jej podarować, opuściła głowę i zaczęła skubać płatki róży. Wyjął kwiat z jej palców.

      – Chcesz mnie, kochanie? – zapytał. – Jestem tylko zwykłym, szorstkim człowiekiem, ale jestem szczery i kocham cię, najdroższa.

      Odpowiedziała mu tak, jak sobie tego życzył, i wszyscy spędzili bardzo szczęśliwy wieczór w starym domu.

      Kiedyś, gdy stał blisko niej w dobrze im znanym pokoju, trzymając ją za rękę, Edgar ujrzał patrzące na niego dziecko.

      W jego oczach nie było już tego dawnego, dojmującego smutku ani pragnienia, tylko wielki spokój, który teraz wypełniał je i rozjaśniał niezwykłym pięknem.

Tłumaczył Jan S. Zaus

      DUCH PANNY MŁODEJ

      Andrew Haggard

I

      Początkiem tej bardzo smutnej przygody, która rzuciła cień troski na całe moje życie, była wizyta na proszonym seansie, który odbył się w nawiedzonym domu. Mimo że właściciel i jego żona długo byli niepokojeni okropnymi piskami i innymi niewyjaśnionymi odgłosami i chociaż służba i inne osoby postronne miały okazję czasami „spotykać” przemykające cieniste postacie, nigdy nie zdołały ustalić, czego te duchy chciały, ponieważ nigdy nie zatrzymywały się tak długo, żeby je o to zapytać. Ostatecznie zamieszkiwanie w tym domu stało się prawie niemożliwe, przebywające tu duchy bowiem nabyły nieprzyjemnego zwyczaju ściągania nocą kołder z żywych mieszkańców. Potem nie można już było ich używać, tak były brudne i poszarpane. Jednakże nawet robak, chociaż zdeptany, będzie walczyć – czyli nawet najbardziej potulni w końcu się zbuntują i podejmą walkę – jeżeli zostaną sprowokowani. Moi przyjaciele, to znaczy pan Smith z żoną, dawali swobodę duchom będącym mieszkańcami Manor House tak długo, jak długo te zadowalały się tylko piskami, tupaniem, stukaniem i brzękiem łańcuchów, a także nagłym przemykaniem długimi korytarzami czy włóczeniem po nich prześcieradeł. Jednak teraz postanowili skorzystać z usług niezwykle silnego medium, żeby – jeśli to możliwe – zmaterializowało te duchy i żeby się one szczerze wypowiedziały we własnym imieniu, tłumacząc, o co im właściwie chodzi i czego chcą.

      Smith był maklerem giełdowym, który nie wierzył w żadne zabobony ani przesądy. Przed rokiem albo dwoma laty kupił Manor House, nie mając najmniejszych obiekcji, że wraz z domem kupuje rodzinnego ducha, ponieważ według niego nadawało to temu miejscu pewną aurę poważania. Jednak zawiódł się, albowiem zamiast jednego rodzinnego ducha najwyraźniej były ich dwa albo trzy i bynajmniej nie nadawały aury poważania domowi, ponieważ były to wyraźnie złośliwe i zawzięte duchy.

      – Nie zwracałbym na nie większej uwagi – rzekł do mnie Smith – gdyby traktowały mnie fair; ponieważ jednak nie wykazywały do tego skłonności, ja jestem zdecydowany rozebrać ten stary dom i zmienić to miejsce w pusty plac. Zaorałbym wszystko i posadził jabłonie, zakładając sad owocowy – dodał w zamyśleniu. – Tak, jabłonie dobrze by zrobiły temu miejscu. To niezbyt zabawne tak wlec po korytarzach pościel – zachichotał mściwie. – Powiem im to wszystko na seansie, ale dam im też szansę. Może nabiorą trochę rozumu i mimo wszystko zostaniemy przyjaciółmi. Ten seans jest okazją do spotkania w miłym towarzystwie, nawet gdyby to miało być ostatnie spotkanie towarzyskie w moim domu.

      I tak jak Smith powiedział, było to bardzo miłe, dość skromne spotkanie towarzyskie, ale z perspektywą osiągnięcia sukcesu. Zaprosił tylko tych, o których słyszał, że są zwolennikami


Скачать книгу