Wigilia pełna duchów. Отсутствует

Wigilia pełna duchów - Отсутствует


Скачать книгу
dla nas – warknęła postać kobieca. – I kim ona jest? Być może ma jednak rację, więc się zmieniamy. Jeżeli o mnie chodzi, to jestem już zmęczona tą potworną postacią. Ale mimo tego, co mówi, zdążyłam już wystraszyć niemal na śmierć parę kobiet. Daje mi to pewnego rodzaju satysfakcję.

      – Doskonale, więc się zmieniamy – rzekła postać męska.

      Zaledwie te słowa wyszły z jego ust, a już stały przed nami dwie przystojne postacie, chyba najprzystojniejsze, jakie dotąd oglądały moje oczy – dżentelmen i dama w dworskich szatach z czasów Karola II. Lecz ich twarze, chociaż piękne, były bardzo, bardzo złe. Dama zatoczyła przede mną krąg i głęboko się skłoniła, pytając z głośnym sarkastycznym uśmiechem, czy teraz bardziej mi się podoba.

      – Oczywiście, madame – zapewniłem ją – dużo bardziej. Ale teraz, gdy przybrała pani swą prawdziwą i pełną wdzięku postać, może zechce nam pani opowiedzieć swoje dzieje?

      I dama opowiedziała nam swoją historię, która w skrócie brzmiała następująco:

      Oboje zamieszkali w tym domu w czasach Karola II, gdy dama miała zwyczaj używać swej urody w celu wabienia pod ten dach bogatych kawalerów – zawsze po jednym. Wabiła ich tylko po to, aby ich obrabować i zamordować, do spółki ze swym partnerem, czyli mężem. Odkrycie, kiedy i gdzie znikały ich ofiary, było absolutnie niemożliwe. Mimo to ta zbrodnicza para w końcu została nakryta i stracona, a dodatkowo skazana na wieczne straszenie w miejscu, gdzie popełniano zbrodnie. Dlatego też oboje gorąco pragnęli zyskać możność opuszczenia Manor House. Kompromis osiągnięto za pośrednictwem opanowanej, pięknej panny Evelyn. Z jednej strony pan Smith wyraził zgodę na udostępnienie im skrzydła domu; z drugiej strony duchy wyraziły zgodę, że nigdy już nie będą szarpać pościeli ani w jakikolwiek inny sposób denerwować rodziny Smithów oraz ich potomków. Smith i duch rodzaju męskiego uścisnęli sobie dłonie na znak dobicia interesu – oba duchy były na ten czas całkowicie zmaterializowane. Kobieca wersja ducha nalegała na potrząśnięcie też i mojej ręki, jako że – jak twierdziła – miała słabość do przystojnych młodych mężczyzn. Osobiście nie pałałem ochotą uściśnięcia dłoni z duchami morderców, ale pomyślałem, że dla dobra sprawy powinienem to zrobić z odpowiednio udawaną ochotą. W odpowiedzi oboje skłonili się uprzejmie przed wszystkimi i ramię w ramię wyszli z pokoju, aby zniknąć na zawsze.

      John Roberts razem z życzliwie usposobionymi duchami, które pomogły niewidocznymi rękami, przenieśli medium, czyli pana Hawkshawa, z powrotem na sofę ustawioną na swoim miejscu w pierwotnej pozycji. Hawkshaw został wybudzony z transu i tak oto w przyjemny sposób zakończono seans.

      Potem wszyscy zeszli do jadalni na doskonałą kolację, wielce pożądany posiłek.

      Podczas kolacji gospodarz i gospodyni – ta druga jako ostatnia otrząsnęła się z przeżytego strachu – uznali ogromny, chociaż zupełnie wyobrażalny, udział w tym udanym spektaklu panny Evelyn… Nie pytali jej o nazwisko ani jak to się stało, że zjawiła się na scenie akurat tego wieczoru. Ja natomiast miałem okazję dowiedzieć się, że przede wszystkim ściągnęła ją tu ciekawość. Ale w istocie trochę się jej bano. Jeśli zaś chodzi o mnie, to im dłużej się przyglądałem tej dziewczynie, tym bardziej byłem oczarowany jej pięknością; natomiast ona nieustannie spoglądała na mnie i – co dziwniejsze – jakby tymi spojrzeniami swych wielkich, lustrzanych oczu, które patrzyły wręcz z czułością, chciała mnie zachęcić, bym pozostał blisko niej. Nie mówię, żebym nie reagował na jej czułe spojrzenia wyrażające niewypowiedzianą prośbę, i trzymałem się jej boku, gdy siadaliśmy do kolacji; znajdując w niej interesującą i oczytaną towarzyszkę. Zdawała się wiedzieć wszystko i o wszystkich – szczególnie interesując się Voltaire’em czy Renanem, ale znała też twórczość Ridera Haggarda, a także najzwyklejsze towarzyskie plotki dnia. Kolacja dobiegła końca i nasz gospodarz znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Ostatni pociąg z Kingston, stacji najbliższej posiadłości Manor House, już odszedł do miasta i pan Smith nie wiedział, jak pozbyć się wszystkich gości; szczególnie teraz, gdy oddał całe skrzydło domu do dyspozycji duchom i mógł tylko zaoferować miejsce niektórym gościom – jak panna Evelyn i ja – i to jedynie na niewygodnych fotelach i sofach. Jednak panna Evelyn stwierdziła stanowczo:

      – Dziękuję, pani Smith, proszę się o mnie nie martwić. Muszę być w mieście dość wcześnie rano, zatem odbędę spacer brzegiem rzeki i zaczekam na pierwszy pociąg w Richmond. Mamy piękną noc na spacer i czuję, że świeże powietrze dobrze mi zrobi. Mogę sama zadbać o siebie, chyba że… może, chyba że jakiś dżentelmen… – i zerknęła na mnie – tęskni, by zapalić cygaro, i zechce pójść ze mną.

      Oczywiście pojąłem aluzję i zaproponowałem jej eskortę na siedem mil spaceru, co zostało zaakceptowane.

      – Och, panie Smith! – rzekła. – Tak nawiasem mówiąc, może pan tej nocy używać tego skrzydła domu bez obaw, mimo że oddał go pan duchom. Mogę zaręczyć, że nie będzie pan niepokojony, albowiem to ja jestem w pierwszej kolejności odpowiedzialna za ten układ i dobrze rozumiem duchy – dlatego biorę na siebie odpowiedzialność za to, że nie przejmą skrzydła aż do jutra, do dwunastej w nocy.

      Jej całkowita pewność co do tego sprawiła, że Smith odetchnął z ulgą razem z tymi, którzy zamierzali tam spędzić noc. Mimo że nikt nie wiedział, kim ona jest, jej szczera twarz budziła zaufanie, a poza tym wypadki dzisiejszego wieczoru dawały wyraźnie znać, że wiedziała wszystko o duchach i o tym, co robią.

      Spacer, jaki odbyłem nocą brzegiem rzeki z tą obcą mi młodą kobietą, był pełen zaskoczeń. Księżyc czasu żniw błyszczał nad zmarszczonymi wodami rzeki, a cała przyroda zdawała się tonąć w spokoju. Panna Evelyn ujęła mnie za rękę i wkrótce zaczęło mi się wydawać, jakby nasze myśli i umysły stanowiły jedność – czułem, że ona też ulega czarowi piękna tej nocnej sceny. Jej ręka drżała w mojej, gdy odpowiadała na me niewypowiedziane myśli.

      – Och, jest bosko, ale czy nie myśli pan, że piękniejsze niż dzisiejsza noc są sfery, w których mieszkają duchy?

      – Nie – odparłem, wpatrując się w nią namiętnie. – Ani na tym, ani na innym świecie nic nie może być piękniejsze od tego, co widzę.

      Westchnęła głęboko, a potem spojrzała mi w oczy ze słodkim uśmiechem i rzekła:

      – Ach, George’u Ashburtonie, ty po prostu myślisz, że mnie kochasz, prawda? A nawet nie znasz mego prawdziwego imienia, poza „Evelyn”, czyli tym, którym nazwał mnie John Roberts. Nie wiesz, skąd przyszłam ani dokąd idę… nigdy wcześniej mnie nie spotkałeś… a jednak myślisz, że kochasz mnie bardziej niż cały świat. Myślę nawet, że na moje życzenie skoczyłbyś do tej rzeki. Odpowiedz, mam rację?

      – Piękna Evelyn – odpowiedziałem – tak, rzeczywiście, masz rację. Tylko że ja o tym nie myślę, ja to wiem. Wiem, że cię kocham, tak jak powiedziałaś, i wiem, że moje życie należy do ciebie; jeżeli zechcesz, możesz nim dysponować. Ach, ty mnie urzekłaś.

      – Może i urzekłam – odpowiedziała wesoło – ale skąd wiesz, że i ty w jakiś umyślny, chociaż nieświadomy sposób też nie urzekłeś mnie? Musisz wiedzieć, że nie mam zwyczaju spacerować o północy brzegiem rzeki z nieznajomym. I skąd wiesz, że to wszystko nie jest tylko złudzeniem… snem? Mówisz, że jesteś sobą albo że ja jestem sobą, ale cóż to może znaczyć? Po tych wszystkich dziwnych wypadkach, których byliśmy świadkami tej nocy, czy nie mogłabym być wampirem albo duchem dążącym do zwabienia cię w celu zniszczenia, z własnego, nieznanego ci powodu? Czy wyglądam na złego ducha?

      I po tych słowach spojrzała na mnie figlarnie.

      – O, nie! – wykrzyknąłem


Скачать книгу