Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie. Piotr Derlatka
pobierał nauki w domu, a potem ojciec posłał go do ośmioklasowej Szkoły Handlowej Zgromadzenia Kupców m. Warszawy, by kontynuował rodzinne tradycje. Jako osiemnastolatek wstąpił do Armii Ochotniczej i brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej; pełnił służbę od lipca 1920 do marca 1921 roku. Został przydzielony do 47 Pułku Piechoty Strzelców Kresowych, który walczył na froncie małopolskim nad rzeką Stryj (prawy dopływ Dniestru). Po powrocie do Warszawy zamieszkał u rodziców, przy Sosnowej 12/6, i dostał się na studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Chyba nie chciał studiować prawa, bo złożył podanie na Wydział Lekarski, najwyraźniej jednak albo nie został przyjęty, albo sam zrezygnował ze studiów medycznych, zważywszy na to, że były to najdroższe studia na uniwersytecie, a Henryk nie miał pieniędzy na czesne. Rozpoczął więc studiowanie prawa, czego zaniechał po niecałym roku: w 1922 roku wyjechał do Wilna i tam przez dwa lata studiował medycynę na Uniwersytecie Stefana Batorego. Z dokumentów wynika, że był świetnym studentem – z chemii, fizyki, histologii i fizjologii otrzymywał oceny celujące. W 1924 roku przeniósł się do rodzinnego miasta, uczęszczał na Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego i w przeciwieństwie do ojca Jonasza, Mieczysława, starał się zaliczać egzaminy w „przedterminach”, zdaje się więc, że był pilnym uczniem. Należał do Żydowskiego Stowarzyszenia Medyków oraz do Towarzystwa „Bratnia Pomoc” przy Uniwersytecie Warszawskim. Skończył studia w roku 1928, uzyskał dyplom doktora medycyny. Rozpoczął praktykę lekarską. Wiadomo też, że próbował wówczas wrócić na studia prawnicze, ale najprawdopodobniej z powodów finansowych jego plany nie zostały zrealizowane.
Wykaz wykładów i ćwiczeń (indeks), Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego, 1924, Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego
W rodzinie Koftów uważa się, że Henryk miał ogromny wpływ na młodszego o dwanaście lat Mieczysława, był dla niego autorytetem: wygadany, inteligentny, błyskotliwy i mimo częstego wpadania w długi – zaradny. To właśnie Henryk, aktywny działacz Komunistycznej Partii Polski, zainteresował ojca Jonasza komunistyczną ideologią.
Młodzi Żydzi często przed wojną fascynowali się ideologią komunistyczną – z wielu powodów. Po pierwsze, komunizm stanowił antidotum na antysemityzm – Komunistyczna Partia Polski nie dyskryminowała członków ze względu na pochodzenie. Żydzi ufali, że dzięki tej ideologii poprawi się byt wszystkich ludzi. Komunizm był dla nich równoznaczny z równouprawnieniem – głosił, że każdy będzie mógł pracować w dowolnym zawodzie. Landau-Czajka pisze, że „oprócz motywów ideologicznych występują co najmniej trzy niewykluczające się przyczyny wstępowania do partii komunistycznej. Jedna z nich to właśnie chęć przynależności do partii polskiej, jako potwierdzenie swojej asymilacji – może nie do całego, katolickiego społeczeństwa polskiego, ale do polskiego środowiska, dla którego nie jest ważna narodowość i pochodzenie. […] Drogą do asymilacji paradoksalnie mógł okazać się komunizm. […] Po drugie, wstąpienie do KPP stanowiło tak samo zdecydowane zerwanie z ortodoksyjnym środowiskiem żydowskim jak chrzest. Żyd komunista w oczach wierzących Żydów nie był już Żydem. […] Przynależność do tej partii oznaczała więc w gruncie rzeczy nie tylko wybór pewnej opcji politycznej, ale w nie mniejszym stopniu wyjście ze środowiska ortodoksyjnego, środowiska rodziców, a przede wszystkim zerwanie z religią, gminą, obyczajami. […] Kolejny element, który mógł zachęcić do wstępowania w szeregi komunistów, to niesprecyzowana tożsamość narodowa, połączona z niechęcią do dokonywania jednoznacznego wyboru. Nie deklarować jednoznacznie swojej narodowości mogli, a przynajmniej wydawało im się, że mogli, członkowie KPP”46.
W 1928 roku Henryk ożenił się z Tollą, lekarką z Łodzi. W 1933 roku na świat przyszedł ich jedyny syn Oskar, zwany w rodzinie Karusiem (imię otrzymał zapewne po dziadku Oskarze Mintzu). Mintzowie zamieszkali przy ulicy Pańskiej 26/5; w przedwojennej książce telefonicznej znajduje się numer telefonu z informacją: „Henryk Mintz, dr. Medycyny, choroby wewnętrzne”. Można więc powiedzieć, że byli niemal sąsiadami Kaftalów, którzy mieszkali niecałe trzysta metrów dalej, przy ulicy Sosnowej.
Rodzina borykała się z problemami finansowymi. Henryk prowadził prywatną praktykę lekarską, ponieważ – jak pisze Landau-Czajka – „polskie szpitale i kasy chorych raczej nie przyjmowały ich [Żydów] do pracy (choć nie była to absolutna zasada […])”47. Jako student Mintz starał się o odroczenie opłat akademickich (odroczenie to było możliwe na czas nie dłuższy niż dziesięć lat od skończenia studiów), dlatego teraz musiał oddać pieniądze. Studenci „podpisywali umowę ze skarbem państwa reprezentowanym przez władze uniwersytetu, zobowiązując się do zwrotu odroczonych płatności w określonym terminie”48. W siedem lat po dyplomie Henryk pisał z Ozorkowa do władz uniwersytetu: „Od ukończenia studjów znajduję się w nader ciężkich warunkach materjalnych. Nie posiadając żadnych posad ani t.p. [tym podobnych] placówek zarobkowych, zmuszony byłem w ciągu sześciu lat od ukończenia studjów zmieniać kilkakrotnie miejsca pobytu; obecna placówka stanowi czwartą z kolei; jestem na niej zaledwie od niespełna roku i w warunkach praktyki jedynie prywatnej z ledwością mogę podołać ciężkim warunkom utrzymania rodziny swej na bardzo skromnym poziomie egzystencji. […] mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie dotąd uiścić swego wobec Uczelni długu. Prosząc zatem o łask. wgląd w niniejsze podanie, załączam zł 19, jako spłatę należności z tytułu konta 749/1085 z 7 XII 1930”49.
Oskar Mintz (zwany Karusiem), syn Henryka i Tolli, Ozorków 1935
Tolla i Oskar, 1933
W 1939 roku Henryk został powołany do wojska, brał udział w wojnie obronnej jako oficer rezerwy, dostał się do niewoli i przebywał w węgierskim obozie jenieckim dla polskich Żydów w Vámosmikola. Rozpoczął wówczas pracę nad książką z zakresu kardiologii. Odkrył w sobie również talent plastyczny – tworzył karykatury przedstawiające życie codzienne żołnierzy w obozie. „Mintz rysował je po kryjomu, jakby obawiał się obrazić współwięźniów złośliwą wizją obozowego życia. To by tłumaczyło […] dlaczego niektórzy współwięźniowie nie odnotowali twórczości rysunkowej kolegi i skłonni byli przypisywać autorstwo satyrycznych portretów Jotesowi”50. Dziewięćdziesiąt dwie prace Henryka przeleżały pięćdziesiąt lat w walizce porucznika rezerwy ze Lwowa, Justyna Metamonskiego. Jego syn, dr Władysław Metamonski z Ohio, przekazał je w 1995 roku Bibliotece Narodowej w Warszawie. „Mintz nie rysował główek, ale całe postaci i sceny. Miał dobrą, wyrazistą kreskę”51 – uważa Joanna Brańska, historyk sztuki i sekretarz Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej.
Żeby obejrzeć prace Henryka Mintza, trzeba się udać do Biblioteki Narodowej, gdzie są pieczołowicie przechowywane. Najpierw dostaję świetnie opracowany katalog karykatur – z drobiazgowym opisem, co przedstawiają, adnotacjami dotyczącymi techniki i zdjęciem każdej pracy. Dopiero potem oglądam oryginały. Są zadziwiające. Spodziewałem się amatorskich rysunków wykonywanych dla zabicia czasu, naprędce, dla zgrywy – ku uciesze kolegów, a mam przed sobą przejawy prawdziwego talentu. Czyżby to od Henryka Mintza, wuja Mieczysława Kofty, zaczynał się w rodzinie Jonasza talent do sztuk plastycznych? Karykatury są profesjonalne. To ciekawe, bo przecież Henryk nie pobierał w tym kierunku żadnych nauk – jego talent musiał być wrodzony. Rysował na białych – dziś