Diabeł, laleczka, szpieg. Matt Killeen
zamierzała poruszyć drugi problem, lecz kapitan nie dał jej możliwości i potrząsnął głową.
– Czekaj, jedną rzecz przeoczyłem… jak ona nazwała twoją matkę?
– Alexandra Edelmann. To był jej pseudonim sceniczny.
– Alexandra Edelmann to twoja matka? Ta Alexandra Edelmann?!
– A co, słyszałeś o niej? – Sara była zaskoczona. Nie miała żadnych wspomnień dotyczących kariery matki; nie wiedziała, w ilu filmach zagrała, ani w jakich przedstawieniach występowała.
– Kina to świetne miejsca na dyskretne spotkania z kontaktami operacyjnymi – ciemne i w dzień zazwyczaj puste. Oglądałem masę jej filmów.
ROZDZIAŁ
ÓSMY
25 SIERPNIA 1940
NASTĘPNEGO DNIA PRZED POŁUDNIEM ich mercedes ruszył sprzed siedziby wywiadu wojskowego Abwehry przy Tirpitzufer i pomknął wzdłuż kanału w stronę Zoologischer Garten.
Sara milczała tak długo, jak potrafiła, ale w końcu musiała się odezwać.
– Bierzesz mnie ze sobą – powiedziała ze spokojnym przekonaniem i taką dozą pewności, na jaką ją było stać.
– Zastanów się, to jest Afryka, a nie szkoła z internatem czy przyjęcie z muzyką…
– A ty byłeś kiedyś w Afryce?
– Oczywiście – odparł bez zastanowienia. – Egipt… Libia… – dodał już z mniejszym przekonaniem.
– Ale nie Kongo, prawda? Chyba że Kongo jest w Egipcie… tylko że z tego, co czytałam…
– Dobrze, dobrze już, rozumiem – jęknął kapitan. – Zastanawiam się tylko. – Uniósł dłoń, żeby nie dopuścić jej do głosu. – Mała blondynka będzie ściągać na siebie zbyt wiele uwagi na Czarnym Kontynencie.
– Ty też jesteś blondynem – skontrowała Sara.
– A ty jesteś dziewczynką.
– Serio? Rany, to wiele wyjaśnia! Bo wyobraź sobie, wczoraj tak patrzyłam i zastanawiałam się, gdzie jest mój Piephahn i…
– To niebezpieczna misja – przerwał jej kapitan. – W niebezpiecznym miejscu.
Spotkanie było krótkie. Kiedy Sara zdawała relację, admirał wyglądał przez okno z dłońmi założonymi na piersi. W końcu usiadł, zastukał palcami o zniszczony blat biurka i zaczął mówić.
– No dobrze… Ci… misjonarze… naukowcy… znajdują się na terytorium uznającym rządy Vichy, ale lada chwila wpadną w ręce gaullistowskiej Wolnej Francji, a tym samym w ręce Brytyjczyków. Po pierwsze, jako agent Abwehry udasz się tam i powstrzymasz dalsze badania, zanim zrobią to Brytyjczycy. Nie chcę, żeby ich naukowcy z Porton Down znaleźli cokolwiek, czego mogliby później użyć. Dostarcz tych ludzi z powrotem do kraju pod kontrolę Wehrmachtu. Po drugie, oficjalnie jako Helmut Haller, człowiek świetnie ustosunkowany i wpływowy, masz zapobiec ich internowaniu, o co poprosił cię pewien stary przyjaciel. Po trzecie i najważniejsze, masz zapobiec dostaniu się wyników badań w łapska Ishiiego. Nie możesz do tego dopuścić, więc masz wolną rękę, jeśli chodzi o środki do tego potrzebne. Choć wskazana jest oczywiście dyskrecja. Nie chcę wszczynać wojny z SS… jeszcze nie. Misję rozpoczniesz w Czadzie. Ruszysz stamtąd na południe przez Francuską Afrykę Równikową. Trupy wskażą ci drogę.
Trupy wskażą ci drogę… to były słowa admirała.
– Czyli co, chcesz tam jechać sam? Żebym dopiero po kilku tygodniach – czy nawet miesiącach – dowiedziała się, że nie żyjesz? Jestem Żydówką z lewymi papierami. Tutaj też nie jestem bezpieczna.
– Na tyle, na ile cię znam, nic ci nie będzie.
Domniemany komplement wprawił Sarę w naprawdę bojowy nastrój.
– Wybacz, ale gdyby tylko na tym mi zależało, to już w tej szopie przy Rothenstadt wzięłabym twoją kasę, pozwoliła ci umrzeć i zaoszczędziła nam obojgu sporo problemów. Nie możesz jechać tam sam… a ten idiota Norris do niczego się nie nadaje. Zabierz ze sobą kogoś pożytecznego.
Samochód zwolnił, zbliżając się do punktu kontrolnego, gdzie Blockwart sprawdził, czy reflektory zostały przygotowane do zaciemnienia.
– Chodzi o to, że cały czas chcesz się bawić w szpiega?
– Serio myślisz, że to dla zabawy? – prychnęła. – Rok temu powiedziałam ci, że chcę być szpiegiem dlatego, że potrzebowałam celu, a nie rozrywki. Bycie szpiegiem, kapitanie Floyd, to wszystko, na czym mi zależy. To po prostu ja. Nikomu do niczego innego się nie przydam, chyba że przeżycie miałoby być nagrodą samą w sobie. Nie jestem niczyim dzieckiem, niczyją siostrą i niczyją przyjaciółką czy uczennicą. Jeśli mnie zostawisz, przestanę istnieć, ale nie… – prawie krzyczała – …nie dlatego chcę jechać. Chcę, bo potrzebujesz kogoś do pomocy, a ja jestem jedyną osobą, na którą możesz liczyć!
Kiedy skończyła, w samochodzie zapadła głęboka cisza. Blockwart gestem dał znać, że wszystko w porządku i mogą jechać dalej.
– Poza tym boli mnie noga – dodała.
Sara była wyczerpana. Od czasu misji w ambasadzie Japonii nie mogła spać. Kładła się do łóżka i zaczynała się trząść. Nie potrafiła odróżnić, czy to ze strachu, czy z ekscytacji.
– Powinniśmy zabrać ze sobą Clementine, choćby tylko po to, żeby cały czas mieć ją na oku – mruknęła po chwili, by przerwać ciszę.
– W sumie, dlaczego nie. Weźmiemy też Frau Hofmann? – zapytał kapitan.
– Czarny szpieg w Afryce… brzmi całkiem rozsądnie, prawda? – zaprotestowała.
– O ile Norris jeszcze jej nie zabił…
„Zapytał, czy weźmiemy. My”. Sara zwyciężyła, jednak była zbyt zmęczona, by móc się z tego cieszyć. Może tak będzie dla niego lepiej, pomyślała. A może jednak powinni zaszyć się gdzieś i bezpiecznie poczekać, aż kapitan całkowicie wyzdrowieje…
Wśród poleceń znalazło się coś jeszcze:
– A, i przy okazji dowiedz się, proszę, kim jest kontakt Hassego w Stanach Zjednoczonych. I uważaj na gniazdo żmij… muszę wiedzieć, kogo chcą pokąsać i dlaczego.
– Myślisz, że to przyjaciele?
– To naziści. Wszyscy jesteśmy nazistami… na razie.
– Lepiej żeby to było coś ważnego – burknęła Sara.
– Wiesz, co się stanie, jeśli Brytyjczycy odkryją, że Niemcy wykorzystali chorobę jako broń? – zapytał kapitan. – Zrzucą gaz musztardowy na Berlin. A potem Londyn zostanie zbombardowany chlorem… i tak w kółko, wet za wet, aż nie będzie czego bombardować i kogo zabijać. Tak będzie wyglądał koniec wszystkiego.
Sara patrzyła przez okno i przyglądała się spacerowiczom w zalanym słońcem Tiergarten – dzieciom z matkami, młodym kobietom flirtującym z żołnierzami i staruszkom starającym się rozchodzić bolące stawy. Jej wyobraźnia nieproszona podsunęła jej obraz, jak wszyscy krztuszą się, plują krwawą pianą i prężą w agonii.
Zamknęła oczy, w myślach rozwinęła papier i zaczęła pisać.
.
Najdroższa Myszo!
Wiem, że to dziwne, kiedy zwracam się do Ciebie per Mysz, skoro naprawdę nazywasz się Mauser. Ale myślę, że to po prostu do Ciebie pasuje. Ruth Heißstöck… nie, tak się zwyczajnie nie da. Zostanę przy Myszy. Przy czym