Edukacja i gospodarka w kontekście procesów globalizacji. Kojs Wojciech
ekonomii, a także na specjalistów w zakresie prawa, administracji i zarządzania itp. Dużym zainteresowaniem cieszyły się i cieszą studia medyczne. Otwierane były odpowiednie kierunki studiów i młodzież masowo podejmowała (i nadal podejmuje) te studia. Wśród popularnych kierunków była także pedagogika. Obecnie kierunki te także należą do masowo wybieranych, ale w ofercie uczelni pojawia się wiele nowych kierunków i specjalności. Wolny rynek usług edukacyjnych i niespotykana wcześniej dostępność studiów przyczyniły się do imponującego wzrostu liczby osób z dyplomami wyższych uczelni. Jednak duża część tych osób z różnych powodów (m.in. zmian koniunktury i na rynku pracy) powiększyła grupę bezrobotnych. Wskaźnik bezrobocia w grupie młodzieży stale bezrobotnej osiągnął około 18,3% (Raport o stanie bezrobocia…, 2013). Wśród bezrobotnych są absolwenci szkół wyższych. Część młodzieży zatrudnia się w miarę możliwości na zasadzie krótkoterminowych umów. Obawa o miejsce pracy i środki do życia wyzwala nową formę niemal niewolniczej pracy, praca trwa znacznie dłużej niż osiem godzin na dobę, pracownicy są wyzyskiwani i godzą się na to. Wolnorynkowe relacje, neoliberalne uwikłania okazują się w skutkach okrutne (Potulicka, Rutkowiak, 2010).
Masowe kształcenie – pomimo bardzo różnej jakości – niewątpliwie wzbogaca kapitał ludzki, stwarza szanse rozwoju indywidualnego, może pozytywnie wpływać i w jakiejś mierze wpływa na rozwój rozmaitych sfer życia, także gospodarki. Jednocześnie brak wyraźnych relacji (poza głównie wolnorynkowymi) między gospodarką i edukacją przyczynia się do powstawania problemów – zarówno poszczególnych osób, jak i społecznych. Powiększa się zróżnicowanie standardów życia, coraz więcej ludzi, także dobrze wykształconych, musi zmagać się z kłopotami związanymi z codziennym życiem, narastają frustracje. Marnowany jest spory kapitał ludzki. Panujące relacje wolnorynkowe – w warunkach naszego kraju – dają możliwość sukcesu osobom ponadprzeciętnie przedsiębiorczym, dyspozycyjnym, otwartym na zmiany kwalifikacji, nastawionym na nową hierarchię wartości, nierzadko także bezwzględnym. Duża część społeczeństwa, która w warunkach – jak to się niekiedy nazywa – dzikiego (neo)kapitalimu i niemal wszechogarniającego wolnego rynku jest wykluczana z różnych sfer życia. Dotyczy to także dzieci i młodzieży (por. np. Chomsky, 2000; Dolata, 2008; Fitoussi, Rosanvallon, 2000; Jarosz, 2008; Kwieciński, 2002; Potulicka, Rutkowiak, 2010 i in.). Wykształcenie stało się zarówno dobrem, jak i kosztem i ryzykiem, które na wolnym rynku poddawane jest grze różnych czynników czy sił. Po okresie przesadnego i nieefektywnego centralnego planowania nadszedł czas przesadnego i zapewne nie mniej kosztownego w skali indywidualnej i społecznej doktrynalnego braku planowania dotyczącego ważnych sfer życia.
Dotychczasowe doświadczenia świadczą o dość niejednoznacznych, wątpliwych i w dużej mierze negatywnych skutkach praktycznego stosowania kolejnych doktryn ustrojowych, społecznych i gospodarczych. Ortodoksyjne podejścia, coś naprawiając, przynoszą też wiele szkód. Prowadzi to do niemal banalnego (ale zazwyczaj unikanego lub deprecjonowanego) wniosku, że w praktyce życia społeczno-gospodarczego należy przyjmować rozwiązania maksymalizujące korzyści społeczne i minimalizujące koszty. W przypadku relacji między gospodarką a edukacją możliwe są rozstrzygnięcia korzystne dla tych dziedzin życia i dla obywateli. Można wspomnieć np. o zachętach ekonomicznych dla przedsiębiorstw, zakładów pracy (zniżkach podatkowych, dopłatach za udział w procesach edukacyjnych itp.). Dotychczasowe nieliczne przykłady wydają się dowodzić niedoskonałości sposobów i skali takich zachęt. Budujące są przykłady racjonalnego (lepszego niż dotąd) wykorzystania środków płynących z Unii Europejskiej. Wśród zachęt warto dostrzegać i te dobrze znane z przeszłości i stosowane w innych krajach, np.: stypendia fundowane przez zakłady pracy (z możliwością formułowania oczekiwań wobec uczelni i studentów), praktyki służące rekrutacji przyszłych pracowników (stosowane dość chętnie np. w Niemczech), różne formy współdziałania podmiotów gospodarczych i uczelni w tworzeniu programów kształcenia itp. Raczej wyjątkowe są – przewidziane w regulacjach prawnych – próby powoływania rad środowiskowych, które skupiałyby przedstawicieli uczelni, przedsiębiorców (szerzej – potencjalnych pracodawców), przedstawicieli władz lokalnych i inne osoby mające wpływ na gospodarkę i edukację. Bywa, że rady takie głównie pozorują działalność. Powinno to ulec zmianie i służyć osiąganiu zamierzonych celów.
Również – ogólnie mówiąc – sfera edukacji ma możliwości proponowania rozwiązań zachęcających do współpracy. Są to m.in. możliwości transferu najnowszej wiedzy, projekty innowacyjne, kształcenie uwzględniające potrzeby określonych zakładów pracy itp.
Dbałość o relacje między gospodarką a edukacją nie powinna jednak sprowadzać się do działań wpisanych głównie w ideologię wolnego rynku. Instytucje państwa odpowiedzialne za kondycję życia społecznego mają do spełnienia ważne funkcje diagnostyczne, planistyczne, regulacyjne (np. prawne), które nadawałyby sens i kierunek działaniom strategicznym (np. określanie i kształtowanie priorytetowych obszarów gospodarki oraz powiązanych z tym działań edukacyjnych). Jak dotąd funkcje te wypełniane są w znikomym stopniu, co sprawia, że gospodarka i edukacja nierzadko wydają się okrętami bez busoli i sterów na targanym burzami wolnorynkowym oceanie. Politycy i administracja państwowa wyznająca wolnorynkową ideologię zachowują się tak, jakby taka sytuacja była normą. Trudno oprzeć się wrażeniu, że spora część tych grup społecznych zajmuje się głównie sobą – zapominając, że politykę należy traktować nie przede wszystkim czy wyłącznie jako zdobywanie i utrzymanie władzy, ale jako powinność kształtowania możliwie najlepszych warunków życia dla społeczeństwa (Lewowicki i in., 2005) (niestety, dziś uśmiech budzi definicja mówiąca, że polityka ma służyć szczęściu ludzi – oczywiście społeczeństwu, a nie tylko politykom).
O sposobach kreowania racjonalnych i przyjaznych społecznie relacji gospodarki i edukacji zapewne wiele mogą powiedzieć przedstawiciele różnych dziedzin życia. Taka ekspercka dyskusja i propozycje wydają się coraz bardziej potrzebne. Jakąś rolę mają w tym do spełnienia również pedagogowie, osoby kompetentne w sprawach edukacji.
Przedstawione wyżej przypomnienie różnych relacji między gospodarką a edukacją oraz związanych z tym pozytywnych i negatywnych zjawisk dowodzi, że relacje te (często pomimo szlachetnych haseł i intencji) pozostawiały i pozostawiają wiele do życzenia. Każdy z opisanych typów relacji przynosił – obok pożytków – moc szkód, niesprawiedliwości i rozmaitych problemów. Złe skutki zostały w niejako oczywisty sposób wpisane w koszty – koszty ponoszone z reguły przez słabszych, biedniejszych, może także mniej wyposażonych przez naturę w talenty, a może bardziej kierujących się zasadami etyki. Czy jednak życie ludzi musi być przez kogoś wyznaczane doktrynami czy ideologiami, które określają świat przeważnie jednowymiarowo, lansują proste modele funkcjonowania społecznego? Czy nie ma innych możliwości kształtowania zasad społecznego życia? Są to, jak sądzę, tylko z pozoru naiwne pytania, przede wszystkim o to, czy ludzie i społeczeństwa nie powinny zmierzać do tworzenia warunków życia przyjaznych dla możliwie wielu, może kiedyś dla wszystkich czy prawie wszystkich. I czy nie mogą upomnieć się o swoje prawa bez eksponowania ideologii, doktryn i użycia siły? Czy jest w tym miejsce dla edukacji?
Rozwiązanie wielu problemów zależy nie tylko i nie tyle od poradzenia sobie z wybranymi trudnościami, występującymi m.in. w relacjach gospodarka – edukacja, oraz skutkami słabości tych relacji. Warto dostrzegać te problemy w szerszej perspektywie.
Świat od wieków rządzony jest przez ludzi przeważnie żądnych władzy i bogactw. Rozmaite motywy najczęściej służą racjonalizacji osiągania tych celów. Również współczesny