Historie afektywne i polityki pamięci. Отсутствует
choćby wątłego, wyobrażenia na temat jego cech pozytywnych. W teorii moralności, podobnie jak w matematyce konstruktywistycznej, powinniśmy się powstrzymać przed zbyt ochoczym stosowaniem zasady wyłączonego środka, zgodnie z którą zaprzeczając temu, co niesłuszne, docieramy do tego, co słuszne. To, co słuszne, i to, co niesłuszne, należy rozpatrywać osobno. Dopiero gdy uzasadnimy niezależnie od siebie, co jest słuszne, a co niesłuszne, negacja jednego da nam drugie.
Gdy zajmujemy się osobno tym, co dobre i słuszne, oraz tym, co złe i niewłaściwe, pierwszeństwo należy się temu, co negatywne. Polityka negatywna powinna poprzedzać w naszych działaniach politykę pozytywną, nawet jeżeli kłóci się to z naszymi preferencjami, ponieważ zwalczanie okrucieństwa i poniżenia jest kwestią pilniejszą od budowania i krzewienia dobrobytu. Dlatego polityka godnościowa powinna być postrzegana raczej jako negatywna niż pozytywna71. Nie powinna zajmować się tym, w jaki sposób działające instytucje mogą wzmacniać poczucie godności każdego człowieka, wynikające z samego faktu bycia człowiekiem, ale powinna raczej pytać, jak zapobiegać przypadkom upokarzania ludzi. Wydaje się, że w odniesieniu do kwestii ludzkiej godności zwrot negatywny w polityce jest absolutną koniecznością. Godność, w odróżnieniu od prestiżu, nie jest uzależniona od pozycji zajmowanej w strukturze społecznej. Powinna przysługiwać każdemu, nawet osobie pozbawionej jakiejkolwiek pozycji społecznej, przez sam właściwy wszystkim istotom ludzkim fakt bycia człowiekiem. Każdego człowieka powinno się uznawać za osobę posiadającą ludzką godność, gdyby natomiast prestiż społeczny miał przysługiwać każdemu, nie przysługiwałby w istocie nikomu. W przypadku godności zachodzi obawa, że w fakcie potraktowania każdej istoty ludzkiej w sposób należny człowiekowi nie zawiera się zbyt wiele treści pozytywnych. To samo dotyczy akceptacji w znaczeniu prostego faktu uznania czyjegoś człowieczeństwa.
W wielu społeczeństwach, przynajmniej w dawniejszych czasach, istniał – zazwyczaj niepisany – kodeks honorowy. Określał on precyzyjnie, jak we właściwy sposób okazywać szacunek należy drugiej osobie. Ale nawet w przypadku szacunku społecznego łatwiej nam rozpoznać zjawiska negatywne, kiedy czyjś honor zostaje urażony. Podczas redagowania ostatnich akapitów oglądałem w telewizji mecz ligi NBA pomiędzy Indiana Pacers a Philadelphia 76ers. Mat Geiger, potężny koszykarz Philadelphii, brutalnie sfaulował Reggiego Millera, gwiazdę zespołu z Indiany. Miller, jak należało się spodziewać, zachował spokój. Chwilę później Geiger powalił go jednak ponownie na parkiet, dopuszczając się kolejnego ewidentnego i brutalnego faulu. Nasz kodeks honorowy, kodeks zagorzałego kibica, podpowiada, że Reggie powinien tym razem jakoś zareagować. Nie wystarczy, że sędzia wyrzuci Geigera z boiska. Wszyscy zgadzamy się, że Miller nie może puścić płazem tej prowokacji. Przyznaje to nawet trener ekipy Geigera, który stwierdza: „Rozumiem reakcję Reggiego”. Miller używa pięści. Nie chodzi o to, że nikt go nie chronił i że sam musiał się bronić przed agresją Geigera. Obroniłby go sędzia, a on nie musiałby ponosić konsekwencji swojej reakcji w postaci wyrzucenia z boiska. Miller doznał jednak uszczerbku na honorze i wszyscy tak właśnie to odebraliśmy.
Cała ta scena może sprawiać wrażenie nieco dziecinnej, komicznej i niebezpiecznie nawiązującej do standardów machismo, pokazuje jednak, że przypadki urażenia czyjegoś honoru bardziej rzucają się w oczy niż przypadki jego poszanowania. W odniesieniu do godności nie istnieje nawet nic takiego jak jej kodeks (chyba że za taki uznamy kartę praw człowieka). Uznajemy jednak godność człowieka, reagując na przypadki jego upokarzania.
Jon Elster przestrzega nas przed stawianiem sobie celów, których nie można zrealizować poprzez działania motywowane wyłącznie pragnieniem realizacji tych celów72. Możemy osiągnąć tego rodzaju cele, ale nie wskutek prostej decyzji o ich realizacji. Przykładem może być chęć zapomnienia. Pragnienie bycia spontanicznym realizowane poprzez usilne próby osiągnięcia spontaniczności przekreśla cel, który chcemy osiągnąć, a więc właśnie spontaniczność. Ten rodzaj przeciwskutecznego działania ma swój odpowiednik w polityce. Możemy postawić sobie polityczne cele, których nie osiągniemy, nastawiając się na ich bezpośrednią realizację. Nie można wykluczyć, że cele polityki godnościowej – szacunek dla człowieka jako człowieka – należy zatem zaliczyć do kategorii istotnych efektów ubocznych (essential by-products), używając języka Elstera. Innymi słowy, nie da się osiągnąć szacunku dla człowieka jako człowieka jako efektu bezpośredniego pragnienia poszanowania drugiego człowieka, ponieważ nie postrzegamy nigdy ludzi po prostu jako ludzi, ale jako konkretne osoby: kontrolerów biletów autobusowych albo nauczycieli. Z drugiej strony decyzji, by nie upokarzać innych albo budować społeczeństwo wolne od upokorzeń, nie sposób zaliczyć do kategorii istotnych efektów ubocznych.
Jeżeli, jak zakładam, łatwiej przychodzi nam rozpoznać sytuacje, do których odnoszą się kryteria polityki negatywnej, to dlaczego polityka pozytywna ma na nas tak przemożny wpływ? Sądzę, że bierze się to stąd, iż odwołuje się ona do kluczowych wyobrażeń o charakterze metafizycznym i religijnym. Na sporządzonej przez pitagorejczyków tablicy przeciwieństw złe okazuje się to, co mnogie, nieograniczone i ciemne. Po stronie dobra i sprawiedliwości znajdujemy natomiast to, co pojedyncze, ograniczone i jasne. Słynne zdanie rozpoczynające Annę Kareninę („Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”73) doskonale ilustruje ten pitagorejski podział. Dobro jest jedno, zło przybiera mnogie formy. Istnieje jedna właściwa droga i wiele dróg fałszywych. Wszystkie te klisze ilustrują to samo wyobrażenie zmienione w metodologiczną regułę. Głosi ona, że nie warto zajmować się mnogimi obliczami zła. Znacznie ekonomiczniej jest skupić się na jednej pozytywnej koncepcji sprawiedliwości i osiągnąć w ten sposób spójną jedność, zamiast zaprzątać sobie głowę licznymi przykładami niesprawiedliwości. Wszystko to, jak podkreślam, opiera się na pewnym obrazie i nie stanowi argumentu na rzecz ujmowania zjawisk w kategoriach pozytywnych. To wspaniałe wyobrażenie, ale wciąż jednak tylko wyobrażenie.
Szczególny ból zniewagi
Mądry hrabia Chesterfield podzielił się ze swoim nieślubnym synem spostrzeżeniem, że znacznie łatwiej przychodzi nam zapomnieć fizyczny ból niż psychiczną zniewagę. Rany psychiczne goją się dłużej niż fizyczne, a skutki zniewagi i upokorzenia trwają dłużej niż zwykły ból fizyczny. Jest to bez wątpienia dość śmiałe i ogólne stwierdzenie, wierzę jednak, że nie jest całkiem od rzeczy i że warto przyjrzeć mu się bliżej. Ważne jest owo zastrzeżenie, że chodzi o „zwykły ból fizyczny”. Pozwala ono wykluczyć ten szczególny rodzaj niemożliwego do zapomnienia bólu fizycznego, który jest efektem tortur. Rany zadane przez tortury goją się bardzo długo.
Przenikliwy i gorzki filozof Jean Améry, który w 1943 roku został aresztowany i był torturowany przez gestapo, w kwestii tortur jest jednocześnie świadkiem-ekspertem (expert witness) i świadkiem moralnym (moral witness).
Mówiąc o torturach, należy się wystrzegać przesady. To, co mi wyrządzono w tym niedającym się opisać pomieszczeniu w Breendonk, absolutnie nie należało do najstraszniejszych form męczenia. Nikt mi nie wbijał pod paznokcie rozpalonych do czerwoności igieł, nikt też nie gasił mi na klatce piersiowej cygar. (…) było to stosunkowo niewinne i nie pozostawiło na moim ciele żadnych specjalnie rzucających się w oczy blizn. A jednak, w dwadzieścia dwa lata po tym, gdy się to wydarzyło, na podstawie własnego doświadczenia, które absolutnie nie wyczerpuje całej miary tego, co możliwe, ośmielam się stwierdzić jedno: tortury to najstraszniejsze wydarzenie, jakie nosić może w sobie człowiek.74
Améry nie zgadza się z twierdzeniem, że podczas tortur ofiara zostaje pozbawiona ludzkiej godności. „Muszę przyznać, że nie do końca wiem, co to takiego
71
A. Margalit,
72
J. Elster,
73
L. Tołstoj,
74
J. Améry,