.

 -


Скачать книгу
Sunifreda, twojemu ojcu, po walce, udało się wyprowadzić z miasta rodzinę Sunifreda, ale po tym zapadli się jak pod ziemię. Pewnie poumierali w tych lasach… O żonie hrabiego i jego potomstwie nigdy się niczego nie dowiedziano. Wilhelm prowadził swój bunt przez dwa lata i zrównał z ziemią marchię, poszukując dawnych wrogów. Pokonał go dopiero Alerán z Troyes. Były to czasy krwi i okrucieństw. Hrabstwo nie zdołało się już po tym podnieść… Kilkanaście lat później, w osiemset pięćdziesiątym drugim ponownie zaatakowali nas Saraceni. Alerán poległ, została tylko goła ziemia. My, którzy przeżyliśmy, nadal mamy nadzieję na odnalezienie potomków Sunifreda z rodu Bellonidów gockich, bo oni zdołają nam przywrócić nadzieję na nową przyszłość marchii.

      – Pamiętam, że mój ojciec nie wrócił, żeby nas bronić, kiedy zamek Tenes został napadnięty… I ten strach… – mówił Isembard z goryczą. – Żołdacy Wilhelma opanowali zamek i zabili wszystkich… moją matkę… – głos mu się załamał, a oczy zwilgotniały. Tyle lat starał się wyrzucić z pamięci te obrazy, a teraz one wracały, żywe i tak samo przerażające jak wtedy. – A potem… zjawiły się hordy, wykończyły resztkę ocalałych żołnierzy i przejęły fortalicję. Tylko mnie i mojej siostrze udało się uciec starym tunelem studni.

      – Nie pamiętasz ojca? Zawsze mówił o tobie z taką dumą…

      – Miałem siedem lat. Był z nami tylko w zimie, zawsze uzbrojony. Brał udział w tysiącu bitew i obiecał, że mnie nauczy, jak używać miecza… ale nie dotrzymał słowa. – To bolało chyba najbardziej. – On i matka prawie ze sobą nie rozmawiali… Teraz myślę, że powodem musiała być Rotel.

      – Twój ojciec był wielkim wojownikiem o szlachetnym sercu. Nigdy o tym nie zapominaj, Isembardzie, chociaż przedłożył świętą przysięgę nad własną rodzinę – powiedział ze współczuciem Guisand. – My wszyscy, jak tu stoimy, byliśmy wasalami. Ja byłem wasalem twego ojca, a Inveria i Nilo innych kawalerów. Po ścięciu hrabiego Sunifreda jeden z siedmiu kawalerów, Darvard z Berga, zdradził. Uczynił to pod wpływem pana Drogo de Borr. Potem, przez następne dwa lata terroru, pozostali kawalerowie i ich wierni wasale byli wyłapywani i mordowani. Później wrogowie zaczęli wybijać ich rodziny, tak jak to się stało z twoją matką, a zamki albo burzyli, albo je sobie przywłaszczali. Wielu wasali spotkał straszny koniec, nadal owiany złowrogą tajemnicą. Teraz zaś wydaje się, że mianowanie młodego frankońskiego biskupa rozbudziło na nowo ambicje pana Drogo de Borr. – Inveria, podobnie jak przedtem Guisand, z poważnym wyrazem twarzy dmuchał w ogień. – W ciągu ostatnich lat rozszerzył swoje posiadłości i powiększył wojsko… Ale na naszej ziemi jest też jakiś demon, mroczniejszy, niż możesz to sobie wyobrazić, Isembardzie! Widzieliśmy go, jak się błąka, i uważamy, że musi być sojusznikiem Drogo.

      – Co on zamyśla? Mnisi w klasztorze Świętej Afry mówili, że kiedyś był kapłanem…

      – Niewiele świętości w nim zostało. Od lat chce zająć miejsce obecnego hrabiego, Humfryda z Gocji, i Salamó, hrabiego Urgell. Po to, żeby zostać margrabią.

      Isembardowi przypomniała się noga małej Ady i poczuł mdłości.

      – Ten, kto zsyła śmierć na bezbronnych ludzi, nie może panować!

      – Zaczynasz to rozumieć – dodał Guisand. – Żaden król, choćby był nie wiem jak bezbożny albo lekkomyślny, nie zyskał hrabstwa bez zasług… ale Drogo pochodzi z Franków i jak dotychczas udało mu się pozbyć wszystkich swoich bliższych rywali.

      Teraz przemówił Nilo:

      – Sytuacja marchii jest coraz gorsza, ale król Karol nie wysyła wojsk, ponieważ to by go osłabiło w oczach brata, Ludwika Germańskiego, i bratanków, którzy rządzą pozostałą częścią cesarstwa. Marchia musi się więc bronić sama, a Drogo jest w tej chwili jedynym, który może podjąć się tego dzieła. To dlatego uważa, że ma prawo do hrabiowskiego tytułu. Miał nadzieję, że inny Frankończyk, biskup Frodoí, pomoże mu w jego zdobyciu. Teraz musi się czuć obrażony i będzie obmyślał zemstę.

      – I wy zamierzacie go powstrzymać?

      Guisand, Inveria i Nilo wymienili spojrzenia.

      – My… cóż, jesteśmy tylko nędzarzami, „leśnymi” ludźmi bez ziemi i bez domu. Naszych bliskich wymordowano, a my sami od jedenastu lat mieszkamy w lasach, bez skutku poszukując członków rodu Bellonidów. Nasz czas już minął… ale tej nocy zrozumieliśmy, dlaczego Bóg nie wezwał nas jeszcze do siebie. – Guisand miał oczy mokre z przejęcia. – Możliwe, że ten młody biskup nie wniesie nic do naszej sprawy, ale i tak wraz z nim przybyła nowa nadzieja, na którą już nie liczyliśmy. Przybyłeś ty, młody Isembardzie!

      Inveria z Rosellón położył dłonie na ramieniu młodzieńca.

      – Choć nie masz broni, wykształcenia ani posiadłości, jesteś Isembardem Drugim z Tenes, jedynym żyjącym synem Kawalerów Marchii! Jesteś tak podobny do swego ojca, że goccy panowie nie będą mogli temu zaprzeczyć! Tylko ty zdołasz ponownie połączyć rody wasali Siedmiu Kawalerów, rody, które nadal żyją, choć rozproszone. Także hrabia Salomó z Urgell, krewny Sunifreda, rozpozna cię jako następcę rodu Tenes. Bardzo cenił twojego ojca. Pewnego dnia odnajdziemy Bellonidów, a ty ich poprowadzisz tak samo jak nas prowadził twój ojciec!

      – Umiem tylko uprawiać winorośl, a odziany jestem w to, co mi dali mnisi z klasztoru Świętej Afry…

      – Masz coś najcenniejszego: swoją krew! – ciągnął Guisand. – Nauczymy cię, jak być wojownikiem, a reszta będzie już w ręku Boga.

      – I w ten sposób życie i śmierć twojego ojca nie okażą się daremne – zakończył Inveria.

      Isembard czuł, że to wszystko go przytłacza. Jeszcze kilka tygodni temu ci rycerze nie zwróciliby na niego uwagi. Zapomniał o swoim pochodzeniu i nienawidził wspomnień o ludziach z rodu Tenes. Chciał tylko odnaleźć Rotel.

      Pomyślał o młodym biskupie Frodoí, stojącym teraz przed trudnościami nie do pokonania, a potem o Elizie, której przyszłość była tak niepewna. Oboje byli odważni i mieli cel do osiągnięcia, zgodny z wolą Boga. Tylko on jeden uciekał – najpierw z zamku Tenes, teraz z klasztoru Świętej Afry. Powinien z powrotem odzyskać ster życia, to być może była właśnie jego droga.

      – Nie potrafisz się jeszcze w tym wszystkim rozeznać, doskonale to rozumiemy – dodał Guisand, widząc, że Isembard pada ze znużenia. – Ale teraz pomyśl tylko o tym, z jakiego powodu powinieneś tu zostać tej nocy. Myśl tylko o tym! Cała reszta się przed tobą odsłoni… z czasem.

      – Chcę odzyskać siostrę, ale żeby ją oswobodzić, muszę umieć walczyć.

      Guisand spojrzał na swoich towarzyszy.

      – Kiedy uda ci się mnie pokonać, razem pójdziemy po twoją siostrę do fortalicji Tenes. Jeżeli ma być niewolnicą Drogo, zostanie w jego haremie na dłuższy czas. Tymczasem będziesz żył jak „leśny” na tych opustoszałych ziemiach. Będziesz wszystko bacznie obserwował i wiele się dowiesz od tych żyjących tu biednych starców, a my w tym czasie zgromadzimy więcej żołnierzy, żeby szukać zaginionych Bellonidów i pohamować ambicje Drogo.

      – Ale wtedy może już być za późno! – Isembard był przerażony.

      – Chyba nie doceniasz Rotel… – rzekł Nilo. – Potrafi sama o siebie zadbać.

      Ich spojrzenia zaintrygowały Isembarda, w jego sercu z powrotem zagościło dawne podejrzenie.

      Po chwili niezręcznego milczenia odezwał się Guisand:

      – Te okolice skrywają wiele tajemnic. Zamieszkują je nie tylko drapieżne zwierzęta i dzikie hordy, ale również tajemnicze istoty. Są wśród nich kobiety, które odeszły od ludzi, żeby kultywować pradawne wierzenia. Znają właściwości wszelkich roślin, a czasem nawet posiadają moc kierowania niektórymi


Скачать книгу