Ziemia przeklęta. Juan Francisco Ferrándiz

Ziemia przeklęta - Juan Francisco Ferrándiz


Скачать книгу
nimfą czy driadą… boginką leśną, bo one ciągle jeszcze istnieją, chociaż księża twierdzą, że ich nie ma – dodał Inveria, aczkolwiek z pewnym niepokojem w głosie.

      Isembard milczał. To by wyjaśniało owe szczególne związki Rotel z naturą i jej nieposkromiony charakter, czasami nawet okrutny i morderczy. Tak czy owak, to jej nie mogło uratować przed zakusami Drogo.

      – Uwierz mi, chłopcze! Skoro twoja siostra urodziła się w lasach, nie jest tak bezradna, jak się obawiasz – stwierdził Guisand.

      – A jeśli jest córką nimfy, dona d’aigua[19], to raczej inni powinni się obawiać – dorzucił Inveria z nerwowym uśmiechem.

      9

      Znakomite wino od Nantigisa, które kazał podać wicehrabia Sunifred, ożywiło ucztę. Rozbrzmiała muzyka i rozpoczęły się tańce.

      Frodoí, gdy już wysłuchał wszystkich próśb, rozmawiał z notablami, by się dowiedzieć, kto jest mu gotów przyjść z pomocą i pieniędzmi. W marzeniach wznosił już nową katedrę, chociaż to miasto miało przecież wiele innych, bardziej palących problemów. Nie przestawał się jednak rozglądać, szukając wśród gości pięknej Gody. Nantigis, już pijany, zaczął coś wrzeszczeć i się zataczał, więc ktoś przysunął mu zydel. Wtedy Goda stanęła tuż przy drzwiach. Tak jakby czekała na tę chwilę, spojrzała znacząco na biskupa i wyszła z sali. Frodoí potraktował to jako zaproszenie. Dopiero co wjechał do Barcelony jako głowa Kościoła, a Goda była małżonką wpływowego arystokraty, dlatego Frodoí mógł sobie zaszkodzić, ale teraz o tym nie myślał, tak bardzo chciał ją poznać. Przeprosił na chwilę archidiakona i niepostrzeżenie wyszedł za Godą z sali.

      Zbiegł po schodach i podążał za jej sylwetką w ciemnościach nocy, nie mając pojęcia, dokąd go prowadzi. Wreszcie dostrzegł, że wchodzi do starej wizygockiej świątyni, zbudowanej na planie krzyża greckiego.

      Przecież podczas bankietu nie zauważyłem żadnej oznaki wrogości z jej strony, pomyślał i ruszył w ślad za nią.

      Wszedł do świątyni, ale Gody tam nie było. Jedyna oliwna lampka oświetlała tabernakulum, zawieszone na łańcuchach w prezbiterium. Wystraszył się i chciał zawrócić, kiedy nagle dostrzegł w głębi transeptu otwór, z którego wydobywało się światło. Ostrożnie zszedł na dół do małej krypty z żyłkowanymi, przysadzistymi kolumnami i poczerniałymi żelaznymi łukami. Posadzka i ściany były pokryte płytami nagrobnymi i urnami z kamienia. Stała tam Goda, zwrócona do niego plecami.

      – Babka mi opowiadała, że tutaj był ołtarz króla Salomona, zanim go przeniesiono do Toledo. Teraz już nikt o tym nie pamięta.

      – Mówią, że twój ród jest starszy niż rzymskie Barcino – wtrącił Frodoí, zafascynowany.

      Wyciągnęła ramiona, jakby obejmując kryptę, i odezwała się z powagą w głosie:

      – Tu leży wielu moich przodków. Przychodzę tutaj, kiedy się czuję zagubiona.

      – Czy właśnie tak się czujesz tej nocy, Godo? – spytał, opanowany tajemniczymi, nieznanymi mu dotąd emocjami.

      Odwróciła się. Jej uroda ponownie zachwyciła młodego biskupa. Goda wydawała się smutna.

      – Po co tu przyszedłeś, biskupie? Czego szukasz tak daleko od własnego domu?

      – Bóg mnie tu posłał. Teraz tutaj jest mój dom.

      Goda zadrżała. Chciała być pewna, że mówił szczerze, że nie zależało mu tylko na tym, żeby ją uwieść – jak tylu innym. Uważała, że ten Frankończyk zachowuje się inaczej, nawet jego spojrzenie zdawało się szukać w niej czegoś więcej niż urody. Pragnęła tego. Podobało jej się przenikliwe spojrzenie jego ciemnych oczu, podobała się jej jego twarz, kędzierzawe włosy.

      – Inni Frankończycy też tak mówili, ale żaden prałat nigdy nie zapytał o moje zdanie – stwierdziła Goda.

      Stali tak blisko siebie, że Frodoí mógł poczuć, jak pachniała olejkiem różanym…

      – Możliwe, że naprawdę wierzysz, że wypełniasz wolę Boga – ciągnęła.

      – A czyją, jeśli nie Jego?

      Frodoí w młodości uwiódł wiele kobiet, ale teraz, kiedy został biskupem, powinien panować nad słabościami ciała… Mimo to Goda go bardzo pociągała.

      – Właśnie dlatego przyprowadziłam cię do tej krypty. – Spojrzała mu głęboko w oczy. – Chciałam wiedzieć, co oni o tobie sądzą…

      Frodoí ze strachem spojrzał na otaczające ich groby. Ta krypta wydzielała jakąś szczególną, tajemniczą energię. Miał wrażenie, że jest obserwowany. Goda obeszła go wkoło, jakby oglądała zdobycz.

      – Kiedy słuchałeś tego, co mówiłam na bankiecie, coś się w tobie zmieniło. Mogę wiedzieć co?

      – Zgodziłem się objąć to biskupstwo tylko na przekór rywalom – wyznał Frodoí. – Pomyślałem, że jeżeli je odnowię, Hinkmar z Reims obsypie mnie zaszczytami i ostatecznie to ja się będę śmiał ostatni. Później jednak, kiedy już wiedziałem więcej, zaintrygowało mnie, że Barcelona przetrwała pomimo tylu najazdów i rewolt. Ostatecznie zaś zadałem sobie pytanie, czy mógłbym coś zrobić dla tego miasta, które, jak widzę, jest w agonii. Jestem człowiekiem praktycznym, a dzięki twoim słowom zrozumiałem, że tu nie wystarczy tylko ściągnąć kolonistów, zbudować katedrę i wszędzie wprowadzić porządek Kościoła.

      – Mów dalej, biskupie – poleciła Goda z zainteresowaniem. Wiedziała już o pragnieniu biskupa, ale też wyczuwała także coś więcej.

      – Wiedz, Godo, że królestwa nie utrzymuje monarcha, król Karol, ale szereg magnackich rodów, pomiędzy które podzielony jest cały obszar państwa. Potomkowie Wilhelma czy ród Bosonidów z Prowansji i inni pilnują dróg, mostów i przejść przez góry. To oni dostarczają żołnierzy i chociaż przysięgają wierność monarsze, służą tylko samym sobie. To, co się naprawdę liczy, to więzy krwi. Wspólnie podejmują decyzje, zawsze na korzyść własnej rodziny, i dlatego nadal utrzymują swoje posiadłości, a nawet je rozszerzają.

      – Tutaj jest inaczej.

      – Właśnie to mi przed chwilą uświadomiłaś. – Uśmiechnął się do niej. – Marchia powinna stworzyć swój własny rodowód!

      Goda zadrżała. Widziała, że miał charyzmę. Być może Frodoí rzeczywiście przyniesie temu miastu ratunek?

      – Teraz kandydatem na miejsce hrabiego Humfryda jest Drogo de Borr.

      – Pewnie uważa, że swoją siłą przekona króla, z kolei dwór jest innego zdania. – Uśmiechnął się chytrze. – Jestem może marnym kapłanem i jeszcze gorszym teologiem, ale Hinkmar mnie nie ukarał, żeby zrobić przyjemność moim wrogom. Tej nocy zrozumiałem, że mnie tu przysłał, bo wierzył w moje umiejętności i uznał, że zdołam uratować tę ziemię przed złem, przed takimi ludźmi jak Drogo.

      Nawet nie zauważyli, że stoją teraz naprzeciw siebie. Goda czuła, że po tylu latach w jej żyłach znowu tętni życie, że jej ciało przestaje być martwą skorupą. W spojrzeniu Frodoí widziała siłę wojownika i spryt bizantyjskiego kupca.

      – Proponuję ci układ, biskupie. Spraw, że tak się stanie, a we wszystkim ci pomogę. Barcelona ci pomoże.

      – Więc daj mi czas, abym mógł zdobyć niezbędne wpływy w kurii i na dworze – odparł Frodoí, nie cofając się. – Które rody spośród gockich panów mogą mieć wystarczające możliwości?

      – Bellonidzi. Ale trzynaście lat temu Sunifred wymordował wszystkich i nikt nie wie, co się stało z ich dziećmi.

      – Słyszałem o tej


Скачать книгу