Piketty i co dalej?. Отсутствует
r i g pozwala gospodarce utrzymywać wyższy poziom nierówności w dłuższych okresach. […] W wypadku osób najzamożniejszych sytuacja dąży wtedy do rozkładu Pareto […], [w którym] odwrócony współczynnik Pareto (wskaźnik nierówności w górnej warstwie społeczeństwa) staje się dynamicznie rosnącą funkcją luki r – g. […] Por. w szczególności Champernowne, 1953; Stiglitz, 1969; […] Piketty i Zucman (2015, sekcja 5.4). […]
W przypadku tego katalogu modeli nawet stosunkowo niewielka zmiana r – g może spowodować bardzo duże zmiany poziomu nierówności w danym kraju. […] Moim zdaniem o dynamice i rozmiarach nierówności majątkowych decydują tak naprawdę interakcje między wpływem r – g a reakcjami politycznymi instytucji oraz administracji publicznej, nie wyłączając progresywnego opodatkowania dochodów, majątków i spadków, inflacji, nacjonalizacji, fizycznego niszczenia i wywłaszczania, wprowadzania zasad podziału majątków16.
Zdaniem Piketty’ego – przynajmniej tym wyrażonym w jego książce – wspomniana interakcja prawdopodobnie nie okaże się korzystna: większe nierówności majątkowe zwiększą zapotrzebowanie na proegalitarne reakcje polityczne, ale jednocześnie zwiększą możliwości ludzi majętnych w zakresie blokowania tego typu reakcji. Siły sprzyjające powstaniu dominującej plutokracji zostały w książce scharakteryzowane jako tak mocne, że przeciwstawić się mogą im tylko wojny światowe i globalne rewolucje, choć nawet tak skrajne czynniki spowodują jedynie krótkotrwałą korektę.
Taki właśnie pogląd został wyrażony w K21. Odkąd książka ta się ukazała, Thomas Piketty nie gra roli Kasandry niosącej proroctwo nieuniknionego wzrostu nierówności i zachęca do biernego reagowania na to zjawisko. Należałoby raczej stwierdzić, że Piketty został kimś w stylu intelektualisty-celebryty. Przesłanie, które głosi na całym świecie, nie należy do tych, jakich należałoby się spodziewać po biernym kronikarzu nieuniknionego przeznaczenia. Wystarczy spojrzeć na to, co Piketty robi – nie na to, co pisze – by dojść do wniosku, że jego zdaniem wszyscy możemy wspólnie kształtować nasze przeznaczenie, nawet jeśli znaleźliśmy się w nieoptymalnych po temu okolicznościach.
Trafną krytykę w tym względzie – krytykę Piketty’ego jako autora, nie jako intelektualisty-celebryty – formułuje Branko Milanovic (rozdział dziesiąty). Milanovic uważa, że powyższa argumentacja Piketty’ego (a wcześniej argumentacja Marksa) dotyczy tylko jednego konkretnego modelu instytucjonalnego, który on sam nazywa „nowym kapitalizmem”. W przyszłości możliwe jest przecież zaistnienie innych modeli instytucjonalnych, zresztą widywaliśmy już takie w przeszłości. Przykładem może być tu model, który zwykliśmy nazywać zaawansowaną socjaldemokracją – nowy ład instytucjonalny, który został zaprowadzony po II wojnie światowej i w którym państwo oraz społeczeństwo w dużej mierze odgórnie wyrównywało prawo do roszczeń dotyczących dochodów płynących ze „starych majątków”, jak i roszczeń do tworzonego „nowego majątku” w formie przywilejów należnych obywatelom. W tym modelu zależność między udziałem dochodów z kapitału w dochodzie narodowym a nierównością w dystrybucji tego dochodu po prostu nie występuje. W modelu, który Milanovic nazywa „kapitalizmem klasycznym” (a który Karol Marks nazwałby „społeczeństwem drobnomieszczańskim”), proces dystrybucji był kształtowany przez trzy czynniki wskazane przez Ricardo, a mianowicie pracę, kapitał i ziemię – dynamika tego procesu była wówczas zupełnie inna.
Niemal dwa stulecia temu Karol Marks odrzucił argumenty podobne do tych formułowanych dziś przez Milanovica, upatrując w nich odzwierciedlenia irracjonalnej i niemożliwej do zaspokojenia tęsknoty do „socjalizmu drobnomieszczańskiego”, którego nie dałoby się zbudować, a gdyby wykształcił się przypadkiem, byłby niemożliwy do utrzymania.
Ta krytyka z ust Marksa nie musi jednak oznaczać, że Milanovic się myli. Świat widziany oczami Piketty’ego jest tak bardzo mroczny dlatego, że jest predeterminowany. Dopóki stopa zysku utrzymuje się powyżej stopy wzrostu, naszym przeznaczeniem jest dążenie do nieustannie rosnących nierówności. Jedyne, co możemy zrobić, to poszukiwać sposobów na zliczanie wartości całego tego bogactwa i jego opodatkowywanie – oczywiście o ile uda nam się pokonać opór najzamożniejszych, których celem jest ochrona własnych interesów metodami politycznymi.
Gareth Jones pisze w rozdziale dwunastym, nie będzie to łatwe zadanie. Ma na myśli między innymi fakt, że kapitał już dziś wyszedł poza ramy państw narodowych. Gromadzenie się majątku płynącego z industrializacji zbiegło się z procesem powstawania w Europie i w innych miejscach globu państw narodowych. Państwo było wówczas narzędziem sprzyjającym akumulacji kapitału. Dzisiejszy kapitał często dąży do tego, by unikać ograniczeń dotyczących miejsca czy przynależności państwowej – woli przemieszczać się po świecie i to nawet nie tyle w pogoni za zyskiem, co raczej w pogoni za nieograniczonym dostępem do tego zysku. Świadczą o tym na przykład pionierskie badania Gabriela Zucmana nad rajami podatkowymi. Pojawiają się też kolejne nieoczekiwane ułatwienia w poznawaniu globalnego krajobrazu zamożności, takie jak choćby słynne Panama Papers.
Co powinniśmy z tym zrobić?
Ze wszystkich powyższych powodów uznajemy K21 za poważną książkę, która przestrzega nas przed prawdopodobnymi – choć nie nieuniknionymi – przykrymi konsekwencjami wybranych aspektów historycznej ścieżki, na którą, jak się zdaje, światowa gospodarka wkroczyła około 30 lat temu. Oczywiście od razu nasuwa to pewne naturalne pytania: Czy powinniśmy się jakoś przed tym ubezpieczyć? Na czym to ubezpieczenie miałoby polegać? Warto w tym miejscu przypomnieć słowa Abrahama Lincolna, który 16 czerwca 1858 roku w Springfield w stanie Illinois wygłosił przemówienie zatytułowane House Divided. Stwierdził w nim, że tego rodzaju pytania są w pewnym sensie przedwczesne: w pierwszej kolejności powinniśmy „wiedzieć, w jakiej znajdujemy się sytuacji i na czym nam zależy”, ponieważ dopiero ta wiedza pozwoli nam „lepiej ocenić, co możemy zrobić i jak możemy to zrobić”. Następny ruch należy wykonać „z głową”, jak zwykł mawiać John Maynard Keynes. Materiał zebrany w tej książce uporządkowaliśmy zgodnie z tym, jakie zagadnienia powinniśmy naszym zdaniem lepiej zrozumieć.
Czytelnik, który bierze do ręki książkę tak różnorodną jak ta, pilnie potrzebuje pomocy, by się w niej odnaleźć. Spieszymy zatem z tą pomocą. W części pierwszej trzech autorów – Art Goldhammer (rozdział pierwszy), Bob Solow (rozdział drugi) i Paul Krugman (rozdział trzeci) przedstawiają swoje opinie o K21 jako zjawisku oraz o K21 jako argumentacji rodzącej określone implikacje.
O jakim „kapitale” traktuje książka Piketty’ego? Autor definiuje w niej to pojęcie. Z konceptami leżącymi u podstaw uderzającej i dyskusyjnej argumentacji tak to już jest, że stają się one niepewne, są różnie interpretowane, uważnie analizowane. Dotyczy to zarówno tego, czy koncept ten zniesie ciężar opartej na nim argumentacji, ale także faktycznego znaczenia tegoż konceptu. W związku z tym w części drugiej pojęcie „kapitału” zostało rozpatrzone pod pięcioma różnymi kątami.
Devesh Raval (rozdział czwarty) wskazuje, że Piketty przedstawia swoje argumenty w kontekście teorii ekonomii, niejako w nawiązaniu do historycznego faktu, że w ujęciu łącznym kapitał i praca wykazują się wysoką elastycznością jako substytuty. Trzeba jednak pamiętać, że istnieje wiele opracowań naukowych – w tym autorstwa samego Ravala – z których wynika, że na poziomie mikro tak to nie wygląda. W tym przypadku w ujęciu łącznym należałoby rozpatrywać średnią ważoną elastyczności na poziomie mikro oraz elastyczności popytu na produkt. Raval zwraca uwagę na pewien problem, który przychodzi na myśl w związku z lekturą K21: Czy u podstaw argumentacji Piketty’ego leży założenie, że akumulowany kapitał przez cały czas zachowuje swoją produktywność?
16
T. Piketty,